Humor paralotniowy

Borsk 2001 wierszem

Drodzy moi przyjaciele
Nie pisałem przez dni wiele
Dziś historię więc opowiem
Rymem rytmem oraz słowem

To o Borsku o zawodach
Kto tam nie był temu szkoda
Na psychice i umyśle
Rzeczy więc opiszę ściśle

Glide Club co był w Gdyni powstał
Sprosił wszystkich nas do Borska
Gdzie lotnisko z długim pasem
Okolone wodą lasem

Daje termie przyzwolenie,
Gdy nagrzeje słonko ziemię
A z tą termą my piloci
Nieraz mamy możność psocić

Lecz bez psot i bez głupoty
Są zawody do roboty
Wszystkich Andrzej S. zapędził
Łez i potu nam nie szczędził

Zgromadziła się bez mała
Cała paraglajtów wiara
Ci z Warszawy ci z Krakowa
Wszyscy mądre mówią słowa

O lataniu o taktyce
Słabsi tylko ciut w praktyce
Lecz to przecież nie istotne
Grunt że skrzydła mają lotne

Chcąc powstrzymać dekadencję
Rozpisano konkurencję
Rozłożono mapy plany
Rwetes stał się niesłychany

Wszyscy wrzeszczą niesłychanie
Płaczą dzieci mdleją panie
Andrzej robi już odprawę
Choć warunki raczej słabe

Tutaj są koordynaty
Tu numery co na szmaty
Nakleicie se po cichu
Teraz macie czas na siku

Pół... minuty wam wystarczy?
Tłum z wściekłości cicho warczy
Okno będzie już za chwilę
Więcej pisać się nie silę

Konkurencja wyłożona
Ten doleci kto nie skona
Gdzieś na drzewie czy na płocie
Zwarty bądź panie pilocie

Zwrotny punkt nad Kościerzyną
Potem docel śpiew i wino
Komu dane komu wara?
Głowę nad tym łamie wiara

Padłem szybko dwa kilosy
Inni dalej bliżej szosy
Za jeziorem co niektórzy
Lecz najbardziej Karol wkurzył

Siadał w Kornem w małej wiosce
Napsuł innym krwi tym troszkę
Lecz my z Czarnym tak szczęśliwi
Że nasz team Karol ożywił

Team niezgorszy nienajmniejszy
To New Power Generation
Nazwa dumna co nam szkodzi
Karol spośród nas pochodzi

Dzień następny trudna sprawa
Dystans większy nie zabawa
Karol szósty w konkurencji
Jakby zrobił się ciut większy

Dziś lecicie nad Starogard
Jędruś chłopie bój się Boga
Znów zrobimy dość niewiele
Zlitujcie się przyjaciele

Ale Andrzej był uparty
Więc umilkły prośby żarty
Łzy obeschły już po chwili
Każdy się na uśmiech sili

I znów okno po odprawie
Naród szpei się na trawie
Ten się modli tamten chlipie
Z żaru każdy ledwie zipie

Jazda jazda pierwszy w górze
Temu to ja czarno wróżę
Drugi trzeci i następny
Andrzej to jest typ bezwzględny

Ja siadałem na polanie
Zamierzałem zjeść śniadanie
Lecz mnie Gusiak odnalazła
Do auteczka biegiem jazda

Więc śniadanie nie w spokoju
Tylko w lotniskowym znoju
Szczęściem lecieć już nie mogę
Przeleciawszy pierwszą drogę

Chłopcy równo pospadali
Bo z prognozą ktoś nawalił
Karol cały w niepewności
Czy przeskoczył go ktoś z gości?

Nie zwycięstwo dalej szósty
Kurczę dosyć tej rozpusty
Pomyśleli pozostali
Chyba trzeba mu dowalić

Choć na trzeciej konkurencji
Niech zna prawa precedencji
I szacunek ma dla starszych
Dobrze, tego wątku starczy

I dzień trzeci to końcówka
Wielu z nas bolała główka
Po myśleniu o taktyce
Oraz w związku ze spożyciem

Piwa w dużej dość ilości
Którym raczył nas ugościć
Jeden z gości na zawodach
Dzięki za to choć głów szkoda

A wracając na lotnisko
Chmury były niezbyt nisko
Wiatr wiał mocno lecz z umiarem
Wtedy dalej zaleciałem

Start Borsk meta Konarzyny
Sprawnie szpeją się drużyny
Okno start i chwalić Boga
Niech bezpieczna będzie droga

Pierwszy start i noszeń zero
Szkoda gadać śmierć frajerom
Za to drugi raz już lepiej
Pierwszy komin mam nad sklepem

Potem jeszcze coś na wario
Pół i jeden Święta Mario!
Jazda jazda wyżej dalej
Tylko spoko nie oszalej

Pas lotniska znika w dali
Co radio gdy mi nawali
Albo padnie zasilanie?
Miej w opiece mnie o Panie!

Lecz to prawda przyjaciele
Dociągnąłem wnet nad Wiele
Tam znów miałem jakieś zerka
Lecz zacząłem cienko stękać

Bo się chmurzyć rozpoczęło
Znak że pora kończyć dzieło
Więc z wiaterkiem ile wlezie
Siadać myśleć o obiedzie

Lądowałem pod Dąbrową
Osiem z hakiem daję słowo
Nie rewelka oczywiście
Więc nie zmienię nic na liście

Ale frajda niesłychana
Będzie o czym śnić do rana
Karol się nie patyczkował
I na trzecie awansował

Przed pobiciem kocinsyna
Wstrzymała mnie dyscyplina
I świadomość że w drużynie
Naszej było jego imię

Później było zakończenie
Uścisk rąk nagród wręczenie
Pożegnanie niewylewne
Śmiechy szczere żale rzewne

Oraz myśl by za rok cały
Znów ekipy się spotkały
Uwagami wymieniły
Konkurencje wyłożyły

Ja tam będę obiecuję
Wierszyk może też zmajstruję
By opisać w słowach kilku
Ogrom wszystkich cnych wysiłków

By uczynić z Borska wreszcie
Wielce zasłużone miejsce
W którym rodzi się potrzeba
Przebywania blisko nieba

Grzegorz Cioch
gcioch@wp.pl