Rzecz to znana jest, że dzieci, kiedy Wilii gwiazdka świeci moc prezentów chcą otrzymać: ten chce pieska, ów rekina, ale Jasiu, stojąc w oknie, czeka wciąż na paralotnię. Bo słuchacze, znać wam trzeba, że się Jasiu chce do nieba wzbić na skrzydle paralotni, choć na chwilę się ulotnić. Jasiu to jest chłopiec mały: rude włosy, duże gały, portki wiecznie ubrudzone i pomysły wciąż szalone. Kiedyś, kiedy późna pora wszystkich od telewizora oderwała, Jasiu jeden przejrzał coś z programów siedem. Tutaj nuda, polityka, goła pani z panem bryka; tu się trochę zaciekawił, lecz po chwili też przestawił. I cóż widzi? Jejku, rety, lepsze niż gołe kobiety! Różne skrzydła, kolorowe, wychodzące het, nad głowę, jacyś ludzie kolorowi - kask każdemu głowę zdobi! Lecą wszyscy w różne strony, Jasiu patrzy urzeczony. "O mój Jezu, nie do wiary, czy się gały przewidziały?" Jasiu oczka swe przeciera. Nagle słyszy prezentera: "Mili wy telewidzowie, sama młodość, samo zdrowie, na zawodach wystąpiła. Drużynowo zwyciężyła..." Lecz nie słuchał Jasiu drogi: zerwał się na równe nogi i rzekł do się: "Niech mnie kopnie! muszę dostać paralotnię!" Odtąd myśli zaprzątnęła tylko jedna ta idea; mówił mamie, mówił tacie, skutek ten, że dostał w gacie. Lecz ta próba hartu ducha obudziła w Jasiu zucha: zaczął zbierać kieszonkowe by zakupić skrzydło nowe. Miesiąc później prosił mamę, żeby chociaż używane. Ale ona, jak to matka, odesłała go do tatka. Jasiu znowu dostał w gacie - powód wszyscy dobrze znacie. Dusza w nim się nie ugięła: "Trzeba dalej kasę zbierać, taszczyć złom, puste butelki, przehandlować pasek, szelki; swe potrzeby tłamsić skrycie. Wieść oszczędne, skromne życie, zbierać bilon i banknoty, ostro wziąć się do roboty." Przejaw tej premedytacji stał się źródłem konsternacji. Były kłótnie, pasem bicie, Jasiu dalej marzył skrycie. Tu się w starych coś złamało: choć wiedzieli, że za mało kasy na swój cel odłożył, ojciec trochę mu dołożył. Nie po dupie - do skarbonki. "Ja myślałem, że ty bąki zbijasz tylko godzinami. Że i mnie, i matkę mamisz, lecz cóż, widzę, że ty szczerze... Zatem ja od dziś ci wierzę, i popieram twe staranie, co obwieszczę zaraz mamie!" Mama najpierw pogderała, syna, ojca obłajała, w końcu rzekła: "Jasiu drogi, jak obiecasz mi, że nogi, ręce oraz rdzeń kręgowy po lataniu będzie zdrowy, moje masz błogosławieństwo!" Jasiu krzyknął: "Jest zwycięstwo!" i uściskał ojca, matkę; ci zrobili zaraz składkę. Pomyśleli, policzyli, tak Jasiowi oznajmili: "Jeśli do świąt ci nie przejdzie, to gdy pierwsza gwiazdka wzejdzie, pod choinką, cóż, istotnie, może znajdziesz paralotnię." ***
Dziś Wigilia, Jasiu w oknie One year later.
Dziś Wigilia, Jasiu w oknie, |
Grzegorz Cioch
gcioch@wp.pl