Humor paralotniowy

O Jasiu, co chciał dostać paralotnię

Rzecz to znana jest, że dzieci,
kiedy Wilii gwiazdka świeci
moc prezentów chcą otrzymać:
ten chce pieska, ów rekina,
ale Jasiu, stojąc w oknie,
czeka wciąż na paralotnię.
Bo słuchacze, znać wam trzeba,
że się Jasiu chce do nieba
wzbić na skrzydle paralotni,
choć na chwilę się ulotnić.
Jasiu to jest chłopiec mały:
rude włosy, duże gały,
portki wiecznie ubrudzone
i pomysły wciąż szalone.
Kiedyś, kiedy późna pora
wszystkich od telewizora
oderwała, Jasiu jeden
przejrzał coś z programów siedem.
Tutaj nuda, polityka,
goła pani z panem bryka;
tu się trochę zaciekawił,
lecz po chwili też przestawił.
I cóż widzi? Jejku, rety,
lepsze niż gołe kobiety!
Różne skrzydła, kolorowe,
wychodzące het, nad głowę,
jacyś ludzie kolorowi -
kask każdemu głowę zdobi!
Lecą wszyscy w różne strony,
Jasiu patrzy urzeczony.
"O mój Jezu, nie do wiary,
czy się gały przewidziały?"
Jasiu oczka swe przeciera.
Nagle słyszy prezentera:
"Mili wy telewidzowie,
sama młodość, samo zdrowie,
na zawodach wystąpiła.
Drużynowo zwyciężyła..."
Lecz nie słuchał Jasiu drogi:
zerwał się na równe nogi
i rzekł do się: "Niech mnie kopnie!
muszę dostać paralotnię!"
Odtąd myśli zaprzątnęła
tylko jedna ta idea;
mówił mamie, mówił tacie,
skutek ten, że dostał w gacie.
Lecz ta próba hartu ducha
obudziła w Jasiu zucha:
zaczął zbierać kieszonkowe
by zakupić skrzydło nowe.
Miesiąc później prosił mamę,
żeby chociaż używane.
Ale ona, jak to matka,
odesłała go do tatka.
Jasiu znowu dostał w gacie -
powód wszyscy dobrze znacie.
Dusza w nim się nie ugięła:
"Trzeba dalej kasę zbierać,
taszczyć złom, puste butelki,
przehandlować pasek, szelki;
swe potrzeby tłamsić skrycie.
Wieść oszczędne, skromne życie,
zbierać bilon i banknoty,
ostro wziąć się do roboty."
Przejaw tej premedytacji
stał się źródłem konsternacji.
Były kłótnie, pasem bicie,
Jasiu dalej marzył skrycie.
Tu się w starych coś złamało:
choć wiedzieli, że za mało
kasy na swój cel odłożył,
ojciec trochę mu dołożył.
Nie po dupie - do skarbonki.
"Ja myślałem, że ty bąki
zbijasz tylko godzinami.
Że i mnie, i matkę mamisz,
lecz cóż, widzę, że ty szczerze...
Zatem ja od dziś ci wierzę,
i popieram twe staranie,
co obwieszczę zaraz mamie!"
Mama najpierw pogderała,
syna, ojca obłajała,
w końcu rzekła: "Jasiu drogi,
jak obiecasz mi, że nogi,
ręce oraz rdzeń kręgowy
po lataniu będzie zdrowy,
moje masz błogosławieństwo!"
Jasiu krzyknął: "Jest zwycięstwo!"
i uściskał ojca, matkę;
ci zrobili zaraz składkę.
Pomyśleli, policzyli,
tak Jasiowi oznajmili:
"Jeśli do świąt ci nie przejdzie,
to gdy pierwsza gwiazdka wzejdzie,
pod choinką, cóż, istotnie,
może znajdziesz paralotnię."

***

Dziś Wigilia, Jasiu w oknie
stoi, patrzy jak świat moknie.
Ciemno, dżdżysto wszędzie wkoło,
lecz Jasiowi jest wesoło,
bo pod drzewkiem leży paka.
Duża paka, wielka taka!
Oczy Jasia roześmiane
oglądają tatę, mamę...

One year later.

Dziś Wigilia, Jasiu w oknie,
lecz na duszy mu markotnie.
Dzieci bawią się wokoło
a o kulach - niewesoło.
Kiedy dostał skrzydło nowe,
było bardzo wyczynowe:
cienkie linki bez oplotu
to początek był kłopotów.
Maksymalne wydłużenie -
więc zaliczył w końcu ziemię...
Dzisiaj ruszać mu się trudno,
siedzieć w domu smutno, nudno.
Nocą płacze do poduszki:
"Kiedyś miałem zdrowe nóżki,
żebra były też w komplecie.
Dzisiaj całe jest co trzecie!
Mili moi, dziś wam powiem,
szkoda ryzykować zdrowiem.
Gdy do ziemi niedaleko,
łacno staniesz się kaleką.
By uniknąć sytuacji,
nabierz nieco orientacji:
spytaj starszych, zrób notatki,
a zachowasz całe łapki,
wszystkie zęby, kształtną głowę,
zdrowe nerki i wątrobę.
Bacz, by zdrowia nie przehulać" -
radzi Jasiu, sam o kulach.

Grzegorz Cioch
gcioch@wp.pl