Humor paralotniowy

O Jasiu, co latał z napędem

Mili moi dobrodzieje,
tak się w życiu nieraz dzieje
że w niepamięć idą smutki
oraz przykrych zdarzeń skutki.

Jasio znowu uchachany
czas uleczył dawne rany,
zaś wizyty u dentysty
dały skutek oczywisty.

Dziś uśmiecha się szeroko
do słuchaczy puszcza oko
bo zawitał pomysł nowy
do Jaśkowej młodej głowy

"Smak ryzyka już poznałem
zęby z ziemi raz zbierałem
i w gipsowym pancerzyku
wiem, jak trudno zrobić siku.

Skoro'm nabył doświadczenie,
zaliczywszy wprzódy ziemię
i niczego się nie boję,
to postanowienie moje:

Głupi byłem, cwany będę
i od dziś tylko z napędem,
lub kosiarą, jak kto woli,
będę na glajcie swawolić!"

Butne słowa w czyn zamienić
to wyzwanie nie z tej ziemi
by motorek tak, jak trzeba,
woził Jasia na skraj nieba.

Najpierw udał się do tatka,
by pożyczył motor z Fiatka.
Tatko w czoło się popukał,
zatem Jasiu dalej szukał.

Może Skoda, albo Łada,
z mniejszym przecież nie wypada!
Ostatecznie choć z Trabanta,
bo mnie wezmą za palanta.

Okazało się, że duży
motor kiepsko będzie służył.
Więc rozsądnie, w dalszym cyklu,
skupił się na motocyklu.

Może Jawa, lub MZ-ka,
tu się przytnie, tutaj przetka,
coś dospawać, przylutować,
motor snadnie narychtować!

Kupił młotek, kombinerki,
nową tarczę do szlifierki,
kombinezon, okulary,
by ochronę oczom dały.

Po tygodniu zbrakło wiary -
Jaś podeptał okulary
Przeklął głośno próby głupie,
postanowił: "Napęd... kupię!"

Więc wyściubił oszczędności,
kredyt wziął u kilku gości,
w pociąg wsiadł o 7.10,
kupił SOLO 210.

Ojciec wybałuszył gały:
"Synu, napęd jest wspaniały!"
"Jak prześlicznie w słońcu świeci!"
- wtórowały ojcu dzieci.

Niecierpliwy Jaś okropnie
wyjął z szafy paralotnię.
Tę sławetną, która kiedyś
napytała chłopcu biedy.

Jaś zapomniał swe lamenty,
chodzi cały wniebowzięty.
Napęd przypiął, wlał benzynę,
przemądrzałą zrobił minę.

"Ode śmigła, ojcze drogi!" -
dzieci wzięły za pas nogi,
ojciec szarpnął, silnik prychnął,
krawat ojca wlazł we śmigło!

"O mój Jeezuu..!!!" zdążył wrzasnąć
, zanim śmigło na pół trzasło.
Odrzuciło Jasia, tatka,
zbiegła się gapiów gromadka.

"Nic to, nic to" - Jasiu woła,
ale sprawa niewesoła.
Krawat przy szyi ucięty,
ojciec z trawy wstaje zmięty.

"Nic, mój Jasiu, się nie stało,
tylko trochę zabolało.
Wszystkie członki zachowałem,
choć w łeb śmigłem oberwałem."

I w ferworze przedstartowym
Jaś ze śmigłem zapasowym
znów pod koszem się wytęża:
"Szybciej, ojciec, straszny ciężar!"

"Ode śmigła!" - Jaśko krzyknął,
ojciec szarpnął, motor prychnął,
kaszlnął, warknął, wziął obroty,
"Jazda, dalej, synku złoty!"

Jasio biegnie, gapie wrzeszczą,
nogi mu w kolanach trzeszczą.
Moment startu był już blisko
kiedy wdepnął w kretowisko.

Lecz dołożył nieco gazu,
w górę wzniósł się był od razu.
Lot wyrównał, wzniósł się jeszcze,
z rykiem śmigła tnąc powietrze.

Ochłonąwszy nieco teraz,
czuł że noga mu doskwiera,
co ją wyjął z kretowiska.
Patrzy, strach mu trzewia ściska,

bo na bucie ubłoconym
siedzi kret, na fest wnerwiony:
"Ty łobuzie, chuliganie
sprawię tobie tęgie lanie!"

Po czym wbija swoje zęby
prosto w ścięgno wyżej pięty.
Jaś się wije w różne strony
kret tkwi niczym przyklejony.

"Siedzisz nisko, na mym bucie,
więc zostawię cię na drucie
elektrycznym, czcza pokrako!
Czas, byś się nastawił na to!"

Jaś spikował wprost na kable:
"Mam cię, mały czarny diable!"
Cosik błysło, cosik trzasło,
światło nagle całkiem zgasło.

Lecz nie bądźcie przerażeni,
tylko kret jest dzisiaj w ziemi,
zdrów i cały w swojej norze.
Z Jaśkiem sprawa ma się gorzej.

Gdy nadleciał nad przewody
kret się rzucił w dół, do wody
rzeczki, która niżej bieży.
Kto nie widział - nie uwierzy.

Jasiu, w nogę fest pokłuty,
chwilę później wpadł na druty.
Zrobił zwarcie, dostał prądem -
w końcu nie jest Jamesem Bondem.

Była "R"-ka i strażacy
także mieli sporo pracy.
Potem chirurg na oddziale
przeszczep zrobił ciut niedbale

Więc po prawdzie, Jasiu młody
dość daleki od urody:
coś pomiędzy kupą łajna
a facjatą Frankensteina.

Teraz pora jest na morał:
Niegdyś gębą ziemię orał,
Dziś do ZOO wejść nie ma szansy -
Płoszy słonie i szympansy!

Zatem baczcie, moi mili,
byście się nie przysmażyli.
Omijajcie z dala druty,
a na krety - mocne buty.

Grzegorz Cioch
gcioch@wp.pl