Mówił glajciarz do wrony, że ma koncept szalony i że wszystkich zadziwi, łącznie z nielotem kiwi.
Poszedł zaraz do szpaka,
Wnet się udał do czyża;
Ów go wysłał do sowy;
Dobry człeku, glajciarzu,
Ja ci rzekę te słowa,
Odszedł glajciarz zmartwiony,
Mądry jestem okropnie,
Więc spakował ubranie.
A cóż potem? nie pytaj:
człeka, który pragnął być ptakiem.
Było tak: wczesną porą,
wpiął się w uprząż - niebogi:
tuż za klifu urwiskiem,
Nic miłego, słuchacze,
Kiedy - z kijkiem w odbycie -
zjechał w dół, ścianą klifu,
Zapytacie być może,
Lecz wracając do sprawy,
Ale idźmy na skróty:
I w dół runął, na pupę.
Dalej pisać nie mogę...
Lecz, by smutnej powiastce
W głowie tego nie mieszczę,
Niechaj jednak praktyka
Nie dokazuj, glajciarzu,
żeglowania w przestrzeni, |
Rzecz to znana jest, że dzieci, kiedy Wilii gwiazdka świeci moc prezentów chcą otrzymać: ten chce pieska, ów rekina, ale Jasiu, stojąc w oknie, czeka wciąż na paralotnię. Bo słuchacze, znać wam trzeba, że się Jasiu chce do nieba wzbić na skrzydle paralotni, choć na chwilę się ulotnić. Jasiu to jest chłopiec mały: rude włosy, duże gały, portki wiecznie ubrudzone i pomysły wciąż szalone. Kiedyś, kiedy późna pora wszystkich od telewizora oderwała, Jasiu jeden przejrzał coś z programów siedem. Tutaj nuda, polityka, goła pani z panem bryka; tu się trochę zaciekawił, lecz po chwili też przestawił. I cóż widzi? Jejku, rety, lepsze niż gołe kobiety! Różne skrzydła, kolorowe, wychodzące het, nad głowę, jacyś ludzie kolorowi - kask każdemu głowę zdobi! Lecą wszyscy w różne strony, Jasiu patrzy urzeczony. "O mój Jezu, nie do wiary, czy się gały przewidziały?" Jasiu oczka swe przeciera. Nagle słyszy prezentera: "Mili wy telewidzowie, sama młodość, samo zdrowie, na zawodach wystąpiła. Drużynowo zwyciężyła..." Lecz nie słuchał Jasiu drogi: zerwał się na równe nogi i rzekł do się: "Niech mnie kopnie! muszę dostać paralotnię!" Odtąd myśli zaprzątnęła tylko jedna ta idea; mówił mamie, mówił tacie, skutek ten, że dostał w gacie. Lecz ta próba hartu ducha obudziła w Jasiu zucha: zaczął zbierać kieszonkowe by zakupić skrzydło nowe. Miesiąc później prosił mamę, żeby chociaż używane. Ale ona, jak to matka, odesłała go do tatka. Jasiu znowu dostał w gacie - powód wszyscy dobrze znacie. Dusza w nim się nie ugięła: "Trzeba dalej kasę zbierać, taszczyć złom, puste butelki, przehandlować pasek, szelki; swe potrzeby tłamsić skrycie. Wieść oszczędne, skromne życie, zbierać bilon i banknoty, ostro wziąć się do roboty." Przejaw tej premedytacji stał się źródłem konsternacji. Były kłótnie, pasem bicie, Jasiu dalej marzył skrycie. Tu się w starych coś złamało: choć wiedzieli, że za mało kasy na swój cel odłożył, ojciec trochę mu dołożył. Nie po dupie - do skarbonki. "Ja myślałem, że ty bąki zbijasz tylko godzinami. Że i mnie, i matkę mamisz, lecz cóż, widzę, że ty szczerze... Zatem ja od dziś ci wierzę, i popieram twe staranie, co obwieszczę zaraz mamie!" Mama najpierw pogderała, syna, ojca obłajała, w końcu rzekła: "Jasiu drogi, jak obiecasz mi, że nogi, ręce oraz rdzeń kręgowy po lataniu będzie zdrowy, moje masz błogosławieństwo!" Jasiu krzyknął: "Jest zwycięstwo!" i uściskał ojca, matkę; ci zrobili zaraz składkę. Pomyśleli, policzyli, tak Jasiowi oznajmili: "Jeśli do świąt ci nie przejdzie, to gdy pierwsza gwiazdka wzejdzie, pod choinką, cóż, istotnie, może znajdziesz paralotnię." ***
Dziś Wigilia, Jasiu w oknie One year later.
Dziś Wigilia, Jasiu w oknie, |
Mili moi dobrodzieje, tak się w życiu nieraz dzieje że w niepamięć idą smutki oraz przykrych zdarzeń skutki.
Jasio znowu uchachany
Dziś uśmiecha się szeroko
"Smak ryzyka już poznałem
Skoro'm nabył doświadczenie,
Głupi byłem, cwany będę
Butne słowa w czyn zamienić
Najpierw udał się do tatka,
Może Skoda, albo Łada,
Okazało się, że duży
Może Jawa, lub MZ-ka,
Kupił młotek, kombinerki,
Po tygodniu zbrakło wiary -
Więc wyściubił oszczędności,
Ojciec wybałuszył gały:
Niecierpliwy Jaś okropnie
Jaś zapomniał swe lamenty,
"Ode śmigła, ojcze drogi!" -
"O mój Jeezuu..!!!" zdążył wrzasnąć
"Nic to, nic to" - Jasiu woła,
"Nic, mój Jasiu, się nie stało,
I w ferworze przedstartowym
"Ode śmigła!" - Jaśko krzyknął,
Jasio biegnie, gapie wrzeszczą,
Lecz dołożył nieco gazu,
Ochłonąwszy nieco teraz,
bo na bucie ubłoconym
Po czym wbija swoje zęby
"Siedzisz nisko, na mym bucie,
Jaś spikował wprost na kable:
Lecz nie bądźcie przerażeni,
Gdy nadleciał nad przewody
Jasiu, w nogę fest pokłuty,
Była "R"-ka i strażacy
Więc po prawdzie, Jasiu młody
Teraz pora jest na morał:
Zatem baczcie, moi mili, |
Grzegorz Cioch
gzyl@poczta.onet.pl