Imprezy

III Piknik Lotniczy

Kostrzyn n/O.
15-18 lipca 1999 r.


Było tak: w czwartek zjechaliśmy się już częściowo i założyliśmy obóz. Uroczyście został wkopany drogowskaz, na którym w sumie zakwitło 20 (!!!) strzałek z miastami przyjezdnych gości. Największa odległość 700 km.

Dotarł do nas SoWa z wyciągarką, dotarli Grupowicze i okazało się, że zostały pobite wszystkie grupowe rekordy: Alpi, Heniek Białek, Robert Całka, Tomek Chudziński, Leszek Czapiewski, Enigma, Gmeracz + Gmeraczka + Gmeraczek, Isiu + kobieta + nowe czerwone auto sportowe (tak tak, zdziwko chapło), Grażyna i Jurek Kamińscy, Jacek Maciejewski, Mariusz Matuszek, Grzesiek Ochman, Profesor, Przemas, RAV, Skałkowiec, SoWa, Sybir, Uriuk... i może jeszcze o kimś zapomniałem.

Jędruś Kartasiński, który był organizatorem, rozdawał wszystkim żółte koszulki ze stosowną grafiką na plecach, dzięki czemu było odrazu wiadomo, kto z miasta, a kto "swój". Raz ktoś zapytał - gdzie jest Jędruś? - padła odpowiedź - o... to ten... w żółtej koszulce :)))

W piątek o szóstej rano zaczęli latać w atermicznym powietrzu szkolący się piloci motolotniowi. Tyle nieba wolnego, a ten akurat nad naszymi głowami lata!!! Wyciągarka i owszem, też odpaliła i lataliśmy, ile się dało. RAV jako "latające żeberka" łapał każde pierdnięcie, więc nawet pokręcił parę razy w termie, coś 25 i 20 minut. Reszta latała, jak umiała. Było parę osób spoza listy, w każdym bądź razie tłok na starcie i w powietrzu. Mieliśmy po dwa radia - dwumetrowe i lokalne do łączności między startami. Muszę tu jeszcze raz pochwalić motolotniarzy pod kierownictwem Andrzeja ze Szczecina, bo latali dokładnie według ustaleń i nie pakowali się w naszą strefę. Możecie sobie wyobrazić bezsilność paralotniarza na holu, gdy coś mu się pakuje w hol w powietrzu... Za to pierdopędy (czytaj: motoparalotniarze) dali popis niesubordynacji i latali jak chcieli. Najczęściej nad głowami ludzi (o tak, to oni najbardziej lubią), no i wlatywali w naszą strefę holi. Ale i tak udało nam się zrobić ze 35 holi.
Profesorek dał na próbę swój prototyp VIPa sprzed paru ładnych lat, który jeszcze wtedy nie nazywał się VIP. Wziął go i przerobił po swojemu i wiecie co? Gdyby VIPy tak latały, to by były rakiety :))) Rysiu tu skrócił, tam wyrzucił, troszkę zmienił kąty i przerobił nieszczęsne zszycie taśm, które przy użyciu speeda ściąga taśmy bez zróżnicowania deltką. Podobny nieszczęsny patent ma skrzydło MAX. Podczas lotu skrzydło czuje pilota i wspaniale reaguje na ruchy ciałem. Zachowuje się po prostu bardziej dynamicznie i ogólnie wrażenia są bardzo pozytywne. Ten VIPek Profesorka bardziej mi teraz przypomina w sterowaniu Enigmę, na której ja z kolei cały czas łoiłem :))) Widać, że zrobił je pod siebie.

Sobota przywitała nas słoneczkiem i... motolotniami o świcie. Jezuuu... dobrze, że nie miałem czegoś strzelającego. Coraz więcej ludzi lata w powietrzu - ładny widok. Podejmujemy próbę wypuszczenia Profesora - jeszcze nie teraz, bo akurat je śniadanko. No dobra, latamy intensywnie. Pojawia się ciekawostka w postaci wózka z napędem i podczepioną paralotnią, na którym próbuje wystartować gość z problemami z kręgosłupem. Przy wspólnej pomocy wreszcie poleciał... No cóż, każdy orze, jak może.

Przyjechał do nas "Bocian", czyli Igor Miłoszewski (jeden z tych latających później nad holem), a nawet odwiedził nas niespodziewanie Grzesiek Ochman - przedstawiciel Oxygen z Niemiec. Ten to ma gadane. Sympatyczne chłopisko. Jak się włączył, to gadał pół dnia. Chyba jest zasilany solarami. Pokazał nam m.in. nowy typ protektora - na zawiasach ze spec-pianki z Mercedesów. Widzieliście to na zdjęciach w PLAR. Paralotniarze wykonali 40 holi :))) I tu UWAGA! Profesor podjął się próby wyholowania. Niestety, wiatr nam zdechł, a Profesorek nie może biegać jak fryga - próbował ubiec, ale wiecie, jak to jest bez wiatru, młody chłop też ma problemy. W końcu padł na trawę i daliśmy spokój, bo chcemy go mieć całego - no, ale przynajmniej próbował. Wieczorkiem pokaz para-filmów i jak zwykle ognicho z pywkiem i kiełbaską i pywkiem.

Niedziela słoneczna i jak zwykle pobuda o szóstej. Oj, niektórym cięęężko było wstać po tym całym ognisku, ale trudno. Upał coraz większy, latać nikt nie chce... Jakoś skleciliśmy parastart i zrobiliśmy 20 holi. Isiu przewoził kogoś swoją landarą - gość stwierdza: "łeeee... 120... co to za prędkość" - na to Isiu: "ale to w milach" :))) Później pokazywał jeszcze swojego białego Dudkowego MAX-a... z szytymi taśmami... :(((

Muszę powiedzieć, że rozkręca się to z roku na rok. Nie było przesłanek do wypadków. Wszyscy są cali, sprzęt jest cały, choć Profesorek opieprzał mnie za zgubienie woreczka, który spokojnie leżał ... w jego samochodzie. Przybyło nowych motopilotów z licencją, zrobiliśmy ok. 100 holi. Wszyscy byli zadowoleni, a niesłowne Pstryczki-Elektryczki i inne Paradajzy mogą tylko żałować.

Tekst: Sławomir Gmerek
Zdjęcia: Tomasz Chudziński (2), Rafał Miszczak (22)
Prawa autorskie zastrzeżone
Wykorzystywanie do celów komercyjnych zabronione