Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Krzysztof Ziółkowski
Ostrop - Jasiona
22 km

Paralotnia:

Nova Vertex 124

Data i czas wykonania przelotu:

Niedziela 2000.03.26, około 14:00

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: północno-wschodni kraniec drogi do holowania w Ostropie k. Gliwic

Lądowanie: północno-zachodni kraniec wsi Jasiona k. Pyskowic

Odległość (zmierzona na mapie "Okolice Katowic" skala 1:100 000): 22,0 km

Opis sposobu dokumentacji trasy:

Start: świadkowie - Grażyna Cader-Ziółkowska, Witold Szmeja, Grzegorz Maślankiewicz.

Lądowanie: Zdjęcia miejsca lądowania z powietrza, zdjęcia paralotni po lądowaniu.

Opis przelotu:

Skrzydło rozkładam na polu równomiernie pokrytym g...m, znaczy... naturalnym nawozem, świńskim chyba. Wyschnięte kawałki słomy stanowią dobrą warstwę oddzielającą moje bielutkie skrzydło od wilgotnej ziemi. To jedyne "czyste" miejsce w okolicy. Jest nas tylko trzech - minimalna obsada do holowania za abrolwindą. Jest też moja żona Grażyna, która teraz będzie przekazywać moje komendy przez radio (ja lecę bez radia - zostawiłem w domu), ale zapowiedziała, że za chwilę musi nas opuścić. Zrobiliśmy dzisiaj już dwa hole, ale jakoś bez sukcesów (tylko na dół), widać cumulusy, ale jakieś takie "waciane", wczesnowiosenne, za ciepło chyba, wiatr z południowego-zachodu, widoczność też słaba. A tu by się chciało LATAĆ!!! Chłopaki właśnie rozwijają linę.

- Wyciągarka gotowa - słyszę radio trzymane przez Grażynę.

- Pilot gotów, podczepienie sprawdzone.

Stawiam skrzydło "alpejką" (wieje 3-5 m/s), odwracam się...

- Jazda, jazda, jazda!

Widzę, że samochód rusza i po chwili jestem w powietrzu, głowa do góry, kontroluję czaszę, nogi zakładam na linę (nauczyłem się od chłopaków z Wybrzeża). Po chwili wznoszenie słabnie - to ta kupa gruzu, którą ktoś wysypał na "naszą" drogę do holowania - trzeba zwolnić. Omega Grześka przedarła się szczęśliwie przez przeszkodę i znowu słychać miły dźwięk wariometru. Na holu trochę rzuca - jest nadzieja... Wyczepiam się na ok. 450 m i niestety jest 1.5-2 m/s w dół.

- Jeżeli tutaj dusi, to gdzieś przecież musi nosić!

Lecę nad wieś i przemieszczam się wzdłuż drogi, jednocześnie zbliżam się do lądowiska, mam już tylko 200 m.

- Polecę jeszcze nad centrum wsi...

- Jak tam nic nie złapiesz, to nie wrócisz do lądowiska pod wiatr - odzywa się głos rozsądku.

- Ryzyk-fizyk, najwyżej wyląduje na tych polach po zawietrznej od wsi.

- No, jest coś, 0-0,2 m/s. Ha, dokładnie nad kościołem!

- Słabe to noszenie, na pewno je zaraz zgubisz, a Witek z Grześkiem cię uduszą, że ich zostawiłeś samych.

- Eee tam, przecież dzwonili jacyś ludzie, że zaraz będą.

- No dobra, pilnuj tego zerka.

- Spoko, najwyżej dociągnę do teściowej, osiedle już widać, a z wiatrem chyba mam już dolot.

Oddalam się z wiatrem, Ostropy już prawie nie widać przez zamglenie, a ja mam tylko 250 m. Pode mną widzę grupkę ludzi na koniach.

- Może by trymery zaciągnąć, będzie trochę wolniej - ciaśniej.

- Ty nie kombinuj, tylko skup się na centrowaniu! Zgubisz komin, jak się będziesz bawił!

- Z jednej strony komina jakoś mocniej nosi, poprawiam.

- Ooo, już jest 0,7 m/s na uśredniaczu. Widzisz, jeszcze nie zapomniałeś, jak się lata!

Nad osiedlem teściowej wzrasta do metra, ale ogólnie wąski ten komin i nieregularny.

- Może by tak zdjęcie osiedla zrobić, TESCO widać ładnie i fabrykę Opla ...

- Przecież widoczność do d..y - nic i tak nie wyjdzie, a komin jeszcze zgubisz!

Wykręciłem prawie 800 m, jestem już prawie nad portem w Gliwicach no i to noszenie zesłabło, jest jeszcze 0-0,2 m/s, do podstawy daleko, ale dzisiaj może się nie dać dociągnąć do chmur, są płaskie takie. Coś trzeba postanowić, najlepiej byłoby z wiatrem w kierunku na Tarnowskie-Góry, ale tam jakoś słabo z chmurami, za to nad tymi lasami na północ od miasta widać w miarę ładnego cumulusa - lecę w jego kierunku.

Trochę dusi, wciskam pół speeda. Na GPSie ponad 50 km/h.

- Zdejmij nogę ze speeda, już wlatujesz pod chmurę!

Wariometr przez chwilę popikał, ale to tylko zmiana prędkości. Ciągle 2 m/s do dołu. Przez chmurę nade mną przebija się gdzieniegdzie majtkowy błękit.

- No tak, rozpadła się cholera.

- Tam, dalej, chyba jest następna, całkiem blisko...

Koryguję trochę kierunek, wysokość maleje, widzę jakieś jeziorka za lasem, tyle lat mieszkam w Gliwicach, a nie wiedziałem, że tu jest tyle wody, może by tu kiedyś przyjechać w lecie...

- Piii, pii, pii, pii

- No, na reszcie coś konkretnego 1,5, 2, 3 m/s !

- Spokojnie, to tylko zmiana prędkości nałożyła się na komin.

Noszenie ustaliło się na 1-1,5 m/s, wąskie, ale mocniejsze. Komin skończył się szybko, ale znowu mam ponad 700 m. Wygląda na to, że to betonowa termika, ten komin to chyba z Łabęd się oderwał. Lecę wzdłuż drogi do Pyskowic, tak jakby szlaczek jakiś, czy cuś, nie dusi, trzyma trochę, opadanie poniżej metra. Przed sobą, wyraźnie niżej, na tle ziemi, widzę mewy latające w kominie, białe na tle szaro-brązowych pól, zakładam w ciemno nad nimi, ale nic tu nie ma, tyle, że opadanie mniejsze. Widzę, że one też zrezygnowały i powoli odlatują na zachód. Wracam na kurs do następnej chmury.

- Pii, pi, pi

Następny komin, ale słaby i nierówny, kombinuję, zmieniam kierunek krążenia, odrobiłem może ze 150 metrów i nie chce być więcej. Znowu rozterka, pod którą chmurę polecieć, a może w terenie wybrać jakiś punkt - nisko już jestem - 500 m - zanim gdziekolwiek dolecę, będę jeszcze niżej. Wybrałem chmurę, lecę z kursem północnym, Pyskowice minąłem nawet nie wiem kiedy, te miejscowości, które widzę, są dla mnie kompletnie obce. Pod chmurą nic nie ma.

- Niedobrze, 2 m/s do dołu.

- W terenie szukaj jakichś punktów, nisko już jesteś!

- Czego tu kurna szukać, same pola, żadnych kontrastów.

- Miejsce do lądowania wybierz!

- Spoko, jeszcze czas, a tu same pola, kupę miejsca ...

- Tam masz druty!

- Przelecę przez nie i nad tymi drzewami też.

- Tylko wyląduj tak, żeby skrzydła nie uflogać w błocie. Oo, tam przy drodze jest kawałek zielonego. Zdjęcia zrób, sam przecież wymyśliłeś ten regulamin do PZI! Będziesz potem po wsi chodził, żeby świadków szukać? I tak się będą na ciebie patrzeć jak na palanta!

Robię zdjęcia przypuszczalnego miejsca lądowania, przelatuję nad drzewami, robię zakręt o 180 stopni, ustawiam się pod wiatr, jeszcze jakieś kilka delikatnych esów, "wystawiam podwozie", zaciągam sterówki, ... klap - stoję.

Fotografuję skrzydło na ziemi. Leciałem godzinę i minutę w/g wariometru. Ciekawe, ile przeleciałem? Szkoda, że nie zamarkowałem sobie miejsca startu na GPS-ie. Markuję miejsce lądowania, system taki, jak w zeszłym roku - nazwa punktu to data, symbol to kółko z X-em w środku. Wyciągam telefon - OK - jest zasięg. Widzę jakichś trzech młodzieńców, patrzą na mnie, ale nie kwapią się, aby podejść, będę musiał sam się pofatygować, mapy nie mam i nie mam pojęcia, jak się ta wieś może nazywać. Niby blisko Gliwic, ale dzisiaj niedziela - może być słabo z transportem. Może Grażyna po mnie przyjedzie (chociaż zapowiadała, że przyjedzie tylko jak przelecę powyżej 30 km, a tyle na pewno nie ma). Przyszedł jakiś facet z dzieckiem, ale też ogląda mnie z bezpiecznej odległości 30-40 m, za daleko żeby zapytać.

Wieś się nazywa Jasiona i nikt tu nigdy nie lądował, autobus powinien jeździć. Dzwonię do żony...

- "Era GSM. Dodzwoniłeś się..."

Pewnie znowu nie naładowała telefonu. Dzwonię do Witka - latają, przyjechał jeszcze ktoś i się holują, jak skończą to ewentualnie przyjadą. Pakuję się, biorę wór na plecy i idę na przystanek. No, tak najbliższy autobus w niedzielę jest po 20:00. Cholera, nawet do knajpy nie pójdę, bo mam raptem z dziesięć złotych w bilonie, a może jakiś bilet będę musiał kupić...

Stoję na skrzyżowaniu i macham na każdy samochód, a ruch niewielki, lokalny tylko.

- O jedzie jakiś Volkswagen, kombik...

- Pewnie też się nie zatrzyma, jak wszystkie poprzednie...

- Zwalnia! Staje! Pokazuje, żeby wsiadać! Może do Pyskowic mnie dowiezie, tam już będzie łatwiej, pociąg, autobusy...

Wsiadam, glajta rzucam na siedzenie.

- Ja jadę do Gliwic, gdzie pana podrzucić?

- Dzieki Ci, Wybawco!

Krzysztof Ziółkowski (zxc)
zxc@polsl.gliwice.pl
Gliwice 2000-03-28