Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Marek Maderski
Skrzyczne - Wisła Malinka
10 km

Paralotnia:

FireBird Flame

Data i czas wykonania przelotu:

Niedziela 2000.04.30, około 12:20-14:55

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: Skrzyczne, start E

Lądowanie: Wisła-Malinka, przy wyciągu na Cienków

Odległość: 10,0 km

Opis sposobu dokumentacji trasy:

Start: karta startu.

Lądowanie: karta lądowania.

Opis przelotu:

Nareszcie jesteśmy w Szczyrku. Po kilkunastu godzinach egzystencji w orientacji pionowej (pozdrowienia dla dyrekcji PKP i kierowcy PKS na trasie Bielsko-Szczyrk) możemy spokojnie skonsumować zupki chińskie. W niedzielę rano, prosto z namiotów, zasuwamy na wyciąg. Matura i niezaradność pewnej osoby sprawiły, że z BOLILOL division jest nas tylko trzech, a Cerna Hora w piątek przechodziła metamorfozę w Stranik, Lijak, by w efekcie końcowym zamienić się w Skrzyczne. Daje wschód, więc jest nieźle. Odpalamy po dwunastej. Pierwszy idzie Ferrari. Już po chwili wyjeżdża w słabym, ale szerokim kominie. Ruszamy z Piotrkiem w pogoń za fioletowym Sonicem, ale coś nie idzie. Ferraros pnie się pod sufit, a ja desperacko czochram drzewka. Bujam się w moim ulubionym miejscu, na zagięciu Fisa. Glajcha ostro zahamowana, delikatnie rzeżbię przy stoku i nic - cały czas zero, poniżej startu. Piotrek uderzył na Skalite, ale widzę, że to nie był genialny pomysł, więc męczę się dalej u siebie. Ferrari podlatuje nade mnie, chyba chce pogadać:

- Heeej!!!!!!!

- Cooo?!!!!!!

- AAAAAA!!!!!!!

- UUUUUUUU!!!!!!!!

Niestety, muszę przerwać tę pasjonującą konwersację. Skrzydło odchyla się do tyłu, wario z pierdzenia przechodzi w stadium pikania. Odpuszczam sterówy, idę do przodu i zaczepiam stabilo o młodziutki bąbelek. Flame krąży ciasno i po trzech zwitkach zostawiam Sonica w dole. No to cześć, leszcze! W przypływie euforii już chcę się ze wszystkimi uroczyście pożegnać i odśpiewać hymn wolnych glajciarzy, kiedy mały wyskoczył z najmniej spodziewanym tekstem

- bububububububu!!!!!!! (w mojej pikawie to oznacza 4 w dół). Nie!! Nie!!!!!! Proszę!!!!!!! Szukam, krążę i nic - nawet nie pierdnie!!!! Ulotnił się?!! Walę do przodu zdesperowany i wkurzony. Jest!! Tym razem konkret - z uprzęży chce wyrzucić. Czadowa jazdeczka pod sam sufit! No, to sobie polatamy! Wożę się pod chmurami i powoli dojrzewam do odejścia na przelot. Rozglądam się: tysiąc paręset metrów pod nogami Jaworzyna, z boku szczyt z charakterystycznym masztem, z drugiej strony dolina z ulicami Szczyrku. Robię kilka zdjęć. Nad miastem ktoś wali spiralę. Rozpoznaję fioletowego Sonica Kuby. Ferariemu chyba totalnie odbiło, bo schodzi do samej gleby. Gdzieś z przodu lata Piotrek. Idę w kierunku Skalitego, w ślad za dwoma Sparkami. Chłopaki lecą na Bielsko, a mi się nie chce przebijać. Odwracam się i jazda na zachód. Nad Małym Skrzycznym łapię komin i wyjeżdżam na jakieś osiem stówek. Skaczę przez dolinę w kierunku Salmopola. Wario buczy, że jadę w dół, więc kładę się w uprzęży i wciskam speeda. Przeskakuję grań jakieś 200 metrów nad nią. Moim oczom ukazuje się totalnie zakitowana dolina Malinki. Jedyna szansa to dwie nasłonecznione polanki pode mną. Pikawa nic nie mruczy, ale czuję, że mam zero. Krążę na kompletnie zahamowanym skrzydle, szukam. Co udaje mi się zarobić parę metrów, tracę je w następnym, złym okrążeniu. Spadam na 100, jednak łapię słabe noszenie. Latam bardzo ostrożnie - jedna głupia decyzja i stracę szansę na wygrzebanie się z tej cholernej doliny. Udaje mi się zrobić 400 m i czekam, aż dolina się wygrzeje. Długo czekać nie mogę, bo noszenie się kończy i z tyłu idzie cień. Skaczę na nasłonecznioną grań i lecę do przodu. Kilka podrzutów po drodze próbuję wykorzystać, ale nie potrafię nic wycentrować. Dociągam do wyciągu orczykowego. Przyglebiam na pochyłej łączce po efektownym wingoverze. Trawa mokra - musiało padać niedawno. Przez przytępiały słuch docierają do mnie brawa i okrzyki.

- Ojej, jak pan to ładnie zrobił!

Jakaś starsza kobieta podąża beztrosko w moim kierunku.

- Trochę się przestraszyłam, że pan wpadnie w ten parasol, jak pana tak przechyliło.

- Zdarza się. Czy mogłaby pani tutaj podpisać?

Jestem na stoku góry Cieńków, po 3 godzinach lotu. Wyciągam mapę i mierzę dystans. Co?! 10km?! Cholera, myślałem, że będzie 15! No, to się chłopaki uśmieją z "przelotu".

Marek Maderski (MAD-AIR)
smader@free.com.pl