Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Marek Maderski
Skrzyczne - Nieledwia
19 km

Paralotnia:

FireBird Flame

Data i czas wykonania przelotu:

Sobota 2000.05.06, około 12:00-14:05

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: Skrzyczne, start E

Lądowanie: Nieledwia, na koncu wsi

Odległość: 10,0 km

Opis sposobu dokumentacji trasy:

Start: karta startu.

Lądowanie: karta lądowania.

Opis przelotu:

Wielki, szary obłok nad szczytem o 9 rano nie nastrajał optymistycznie. Głowa wychylona na chwilę z namiotu w celu rekonesansu pogodowego chowała się zaraz z powrotem w ciepłym śpiworze. Myślę o ciepłej kąpieli, czystych ciuchach, normalnym jedzeniu i wczorajszym spieprzonym dniu.

-Spiralaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!! - Dziki okrzyk brutalnie przerywa ciszę zalegającą na kaimówce. W ułamku sekundy wyskakujemy z namiotu i z otwartymi gębami gapimy się w niebo. Jakiś akrobata na różowym skrzydle, po obiecującej zapowiedzi zaciąga sterówkę, pochyla się w uprzęży i robi... ciasne kółko, po czym wydaje z siebie kolejny extremalny okrzyk "łoł" i podchodzi do lądowania. Ale jazda! Zapowiada się niezły dzień, więc czym prędzej do strumyka, potem zupka, jeszcze tylko Piotrek pakuje Żabę do plecaka i idziemy rozmienić resztki kasy. Spodziewany południowy kryzys nie nadszedł, a nad szczytem kręci się już parę skrzydeł. Rafał wyciąga mapę i planujemy lot. Spróbujemy wzdłuż grani, potem podkręcimy przed Węgierską, przeskoczymy dolinę i do następnego grzbietu - przez Prusów, Hale Boraczą. Prawie nikt nie traktuje tego poważnie.

- Dobrze będzie, jak do Twardorzeczki dociągniemy...

Wieje NE, odpalamy ze wschoda. Chłópaki zaraz po starcie wjeżdzają w piękny komin i robią wysokść. Dopadam komina pod nimi i krąże z jakimś Blue Angelem.

- FUK!!!!! - Patrzę w lewo - gostek pompuje połówę.

- FUK!!!!! - Znowu Blue Angel walczy z klapą. No bez przesady, przecież nie jest tak źle!

- FUK!!!!! - Horyzont przechyla się o jakieś 60 stopni. Obejmuję lewe taśmy i likwiduję 3/4. Chyba sobie kupię krzyżaki. Przesuwam trochę krążenie i próbuję gonić resztę. Na samej górze jest Astral, potem Blues i Soul. Powoli dojeżdżam do nich.

- bububububu!!

- No co ty?! Nie żartuj...

Lecę nad szczyt w poszukiwaniu noszenia. Jest, nosi nad całym zboczem wschodnim. Bez wielkiego wysiłku jadę do góry. Rozpoznaję podążającego w moim kierunku czerwonego Shoguna Piotrka. Wołam go, ale nie reaguje - olał mnie i leci dalej. To ma być lot grupowy ? Nie bawię się tak i spadam nad Małe Skrzyczne.

- bubububu!!!!

Spoko, po tym zawsze jest pipi. Pierdoły - buczenie staje się coraz głośniejsze. Kurde, przecież nie będę wracał! Wciskam speeda i czekam. Nad Małym mam może ze 200 metrów. Perspektywa wczesnego lądowania działa na mnie destruktywnie. Zaczynam latać bez sensu, wykrzykując niecenzuralne epitety pod adresem Trąby Słonia. Walę na południe, na zawietrzne stoki Skrzycznego. Mój cel to zalesiona, ale dobrze oświetlona grań. Jestem już poniżej szczytu, dookoła same drzewa, pod nogami zalesiona dolina z wąską drogą, na której mógłbym się zmieścić tylko głębokim motylem. Do najbliższej polanki po doskonałości nie dojdę. Jestem wkurzony na siebie za kretyńskie pomysły i niczym nieuzasadnioną wiarę we własne możliwości. Nie!!! Ja nie chcę!!!!!!!!

Na grzbiecie jest jedno miejsce, na które liczę - fragment przerzedzonego lasu z wyróżniającą się jaśniejszą glebą. Jeżdżę na zerku, nie mogę tego spieprzyć. Mam 50 metrów nad drzewami i moje nowiutkie, ukochane, żółte skrzydełko.

- zzzzz...

-Co mówiłeś?!

-pi...

-Powtórz to!

-pi...pi...

-Jeszcze!!

-pipipipipipipipipipipipipipipipipipipipipipipi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Niesamowity podmuch termiczny wali w glajchę, wychylam się do przodu. Ogromne przyspieszenie wciska mnie w dechę uprzęży. Skrzydło fuka i strzela, marszczy się, ale ciągnie do góry jak szalone.

-O kur..!!! - Nic bardziej odpowiedniego nie przychodzi mi do głowy. Przerabiam cały słownik okrzyków paralotniowych, drę się jak czubek, śpiewam, krążąc w najcudowniejszym centrze, jakie kiedykolwiek miałem. Jadę ciasno, w samym rdzeniu, kontrując zewnętrzną sterówką, żeby nie wejść w spiralę. Komin przesuwa się powoli na południe. Jadę w nim pod sufit. Na górze totalnie mi odbija i bawię się w centrze wing overami. Spokojnie, przecież robisz przelot! Rozglądam się : chłopaki na UP polecieli planowanym wariantem, ale coś widzę, żę nie jest najlepiej. Spoglądam na Węgierką Górkę. O w mordę, jaki kawał do przeskoczenia! Chromolę to i lecę na południe. Nad Baranią dobrze rozbudowany cumulus ciągnie i zachęca do podkręcenia. Robię trochę wysokości, przesuwając się z szerokim kominem. Czas na przeskok. Dojeżdżam do końca Beskidu Śląskiego.

Zaczyna się dolina Soły z pięknym widokiem na Węgierską Górkę i Milówkę. Z tyłu Skrzyczne, Kotlina Żywiecka, z prawej dwie charakterystyczne dolinki prowadzące do Ochodzitej. Pod stopami wieś Złatnia. Jakiś pomarańczowy przyglebia na polu pode mną. No, to ostatni nie będę. Trzymam kurs i uparcie walczę z Cx-em, próbując znaleźć najbardziej aerodynamiczną pozycję. Na wprost nad najbliższymi górkami dostrzegam wyjeżdżającego w górę błękitnego Astrala Rafała. Muszę mieć ten komin! Czuję, że mam dolot, wciskam jeszcze speeda, żeby być szybciej. Po drodze łapię jednak słabe noszenie nad doliną i trochę w nim zostaję. Lecę dalej, wysokości zaczyna ubywać. Byle do gór - myślę. Dolatuję do nich dosyć nisko (trochę mnie zdusiło) i staram się coś wyrzeźbić na nawietrznym stoku. Łapię parę metrów, ale komin Rafała mi uciekł razem z nim. Górki, ustawione jedna za drugą w linii wiatru, pozwalają przedłużyć lot. Skokami wlatuję nad Nieledwię. Mam jakiś bąbel, ale dosyć silny dolinowy wiatr utrudnia centrowanie i przesuwa mnie na koniec wsi, na stałej wysokości.

Trzeba wybrać lądowisko. Cholera, chyba za daleko zaleciałem! Z jednej strony wieś, z drugiej zalesiony stok, z przodu linia wysokiego napięcia. Walę (dosłownie) w małą polankę na stoku. Wstaję i zastanawiam się, jakim cudem zmieściłem tu skrzydło. Rozglądam się za jakimś świadkiem. Oj, chyba dałem ciała. Na szczęście Michał, który wylądował wcześniej w tej dolinie, potwierdza moje lądowanie. Składam skrzydło i patrzę, jak biały Vertex również przymierza się do lądowania na początku wsi. Nie, co on robi?! Zaczyna krążyć!

Nie patrzę już na to. Do Szczyrku zabieramy się z Bronkiem Korcem i jeszcze po piątej wykręcamy 1000 nad start.

Marek Maderski (MAD-AIR)
smader@free.com.pl