Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Rafał Pachulski
Antenne Mori - S. Giorgio
23,1 km

Paralotnia:

Gradient Esprit

Data i czas wykonania przelotu:

Monte Grappa International Flight Meeting
Piątek 2000.04.21

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: Antenne Mori

Lądowanie: S. Giorgio

Odległość: 23,1 km

Opis sposobu dokumentacji trasy:

Dokumentacja z zawodów

Opis przelotu:

Drugi dzień zawodów.

Ten dzień od samego początku zaczął się niefartownie. Podczas wjazdu na górę zepsuł się autobus, musiałem iść na startowisko pieszo jakieś 4 km. Niektórzy zabrali się na stopa (Lucjan i Jary), ja, Krzysztof i Tobi musieliśmy drałować. Po dotarciu na szczyt, miałem dużo czasu na przygotowanie sprzętu.

Dokładnie sprawdziłem speeda, żebym dzisiaj nie miał żadnych niespodzianek, podpiąłem glajta i poszedłem na briefing. Trasa wynosiła 90 km. Wprowadziłem koordynaty punktów zwrotnych i poszedłem czekać na otwarcie okna startowego. O 13:15 otworzono okno i pierwszy zając wystartował. Jego widok nie był najlepszą wróżbą, latał na wysokości startu. Piloci, nie patrząc na to, zaczęli startować. Wiało bardzo mocno, wielu pilotów miało kłopoty ze startem. W pewnej chwili jedno ze skrzydeł znalazło się w drutach. "Raz kozie śmierć" pomyślałem, alpejką postawiłem skrzydło i ze skręconymi taśmami znalazłem się w powietrzu. Przekręciłem się i "Heja!!" krzyknąłem.

Poleciałem do kręcącej przede mną grupki pilotów. Dokręcając komin coraz bardziej oddalałem się od startowiska. Po chwili dołączył do mnie Tobi, teraz razem dokręcaliśmy komin, zyskując jakieś 900 m. Spostrzegłem się, jak bardzo odleciałem od startu i zacząłem wracać. GPS wskazywał około 15 km/h postępowej. Wróciwszy na start miałem 300 m przewyższenia. Wcisnąłem speeda i z minuty na minutę byłem coraz niżej, a noszenia nie było. Byłem już poniżej szczytu górki, lecąc wzdłuż zbocza podtrzymywał mnie lekki żagiel od -0,5 do 0,5. W oddali widziałem kurnik (jeden z punktów zwrotnych Mistrzostw Polski), nagle dostałem noszenie, założyłem w prawo, słyszałem jak moje vario wyło coraz głośniej stałe 2 m/s. Odzyskałem straconą wysokość i skierowałem się w stronę kurnika. Doleciałem nad kurnik, miałem jeszcze zapas wysokości, szybka decyzja, "Lecę" na Piazzę, przeskoczyłem górkę, gdzie dostałem takiego kopa, że po chwili znalazłem się o 100 m wyżej.

Noszenie jest obszerne, lecz nierównomierne, tak więc co chwila dostawałem małą klapkę. Zostałem wywindowany na 1100 m nad start. Wcisnąłem belkę i skierowałem się w stronę wczorajszego punktu zwrotnego (Camisino).

Doleciałem do zbocza koło fabryki, tam spokojnie na żaglu wykręciłem się na wysokość szczytu, po graniach skierowałem się w głąb doliny szukając noszeń wreszcie znalazłem. Nie było zbyt mocne, ale rozległe i spokojne. Będąc już 500 m nad szczytem postanowiłem przeskoczyć dolinę, która dzieliła mnie z następnym pasmem. Ruszyłem. Nie wziąłem poprawki na wiatr, który w dolinie był silniejszy niż na trasie, tak więc, lecąc z zawrotną prędkością 10 km/h traciłem kolejne metry. W końcu się zorientowałem, że nie uda mi się przeskoczyć doliny. Zacząłem szukać jakiejś łączki, lecz w pobliżu były tylko winnice, które nie były najlepszym miejscem do lądowania. W oddali spostrzegłem małą łączkę otoczoną drzewami. Postanowiłem tam wylądować. Doleciałem do niej na 50 m, zaciągnąłem sterówkę i wylądowałem na niej z ciasnego zakrętu.

Wylądowałem!!!! Odwracam się, a moje skrzydło radośnie powiewa na małym krzaczku. Zdjąłem glajta, spakowałem cały szpej do wora i poszedłem do pobliskiego gospodarstwa. Dowiedziałem się, że wylądowałem w pobliżu S. Giorgio.

Rafał Pachulski
pachulak@interia.pl