Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Wojciech Maliszewski
Col di Serrai - Vittorio Venetto
47,7 km

Paralotnia:

Dudek Max-27

Data i czas wykonania przelotu:

Wtorek, 2000.03.21

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: Col di Serrai (45o48'47,3 N, 011o44'40,4 E)

Lądowanie: Vittorio Venetto (45o59'37,4 N, 012o18'05,3 E)

Odległość: 47,7 km

Opis przelotu:

Wstajemy rano i wyjeżdżamy autem na górę!! Dziś wieje z odchyłką wschodnią. Decydujemy się jednak na start z Col di Serrai. Jest nieźle, a wiaterek ze 3 m/s. Nie namyślając się odpalamy, jest fajnie, lecę z Romkiem Witkowskim. Romek po długiej przerwie w lataniu pierwszy raz pod glajtem. Wykręcamy się powoli, ale wciąż wyżej. Patrzymy na Zbyszka - walczy za nami. Mamy sufit, Romek odpala na katedrę w Semonzo - to nasz pierwszy punkt zwrotny. Mamy lecieć trójkąt. Startując i rozkładając trasę z Col di Serrai do Somonzo a potem na zachód do Camosimo i z powrotem na Col di Serrai! Liczymy, że wiatr nam potem pomoże, gdyż jak słońce ogrzeje przedpole, to wiatr zazwyczaj się odkręca na zachodni i łatwiej się wraca z Camosimo! Nad bazyliką robimy fotki i jazda do gór. Ale tu skucha! Wykręcamy się mozolnie i po odpaleniu w kierunku drugiego punktu pod wiatr, który się właśnie odwrócił i teraz wieje nam w twarz! Jest ciężko, po krótkiej wymianie gestów odwijamy i cała naprzód. Nie ma szans, żeby polecieć trójkąt. Lecimy wiec w kierunku rzeki Piawe. Noszenia są słabe i nisko się urywają. Nad rzekę dolatujemy nisko. Pewnie będziemy lądować!! Na grani tuż przed doliną rzeki wymacałem słaby komin, ale co tam - zakładam! Muszę przyznać że Romecki założył go klasę lepiej i co zwitkę ucieka mi do góry. Poprawiam krążenie i zakładam coraz głębiej w dolinę! Już kilka setek pod nogami i widzę już, że będzie dobrze i szykuję się do odpalenia za rzekę. Romek gestem pokazuje, żeby wracać. I po chwili się rozstajemy, ja lecę dalej. Za rzeką noszenia są lepsze, a i podstawy są wyższe. Zabawa jest niezła, coraz wyżej i wyżej, dalej i dalej, już widzę następną poprzeczną dolinę. Wiem, że to jest Vittorio Venneto. Lecę, mam nadzieję że o tej porze zacznie nosić dolina, wiec wyskakuję do przodu. OK, jest dobrze, nie dusi, a czasem nawet popika, niestety moja radość nie trwała długo. Po przeleceniu autostrady i wleceniu nad miasto wario rozryczało się strasznie i niestety to był koniec wędrówki. Wybrałem na lądowisko boisko sportowe za miastem i wylądowałem na trawniku obok. To było moje pierwsze latanie w tym roku.

Wojciech Maliszewski (mali)
cordex@friko5.onet.pl