Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Wojciech Maliszewski
Camosimo - ValdoBiadene
41,9 km

Paralotnia:

Dudek Max-27

Data i czas wykonania przelotu:

Czwartek, 2000.03.23

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: Camosimo - startowisko na górze Cima Fonti (45o47'23,0 N, 011o28'51,0 E)

Lądowanie: ValdoBiadene (45o53'45,9" N, 011o59'52,7" E)

Odległość: 41,9 km

Opis przelotu:

Dziś wiatr jest z zachodu, więc zaraz z rana jedziemy do Camosimo, co daje nam możliwość polecenia dalej. Wjazd zajmuje nam troszkę czasu. Oczywiście nie obeszło się bez błądzenia, bo my fachowcy to bez mapy se damy rade!!! Błędne podejście, bo bez mapy się nie obyło, a i droga nie była najszersza. Ale co nam, jesteśmy u góry!! Miejsca starczy na wystartowanie, więc OK. Misza zabiera samochód, a my piszemy Karty! Dziś wiosło z Camosimo do Vittorio Venetto. Startuję pierwszy, bo Zbyszek się bawi glajtem, a Romecki ma jeszcze stresy i czeka na mocniejszy podmuch. Start mam dobry, liny OK! Zakładam pierwsze krążenie, jest nieźle, kilka metrów do góry. Potem urywa się drugie podejście, to samo patrzę na startującego Romka, on też tak jak ja - do góry i do dołu. Nie czekając odpalam i lecimy w kierunku Rubio. Po doleceniu w okolice Lusjany na mniejszych i większych piardach znajdujemy dobre noszenie, kilka setek w nim robimy, jest już lepiej. Z wiatrem coś lecimy ok. 45-50 km, zależy jak przywieje. Czyli ogólnie nieźle. Nad Lusjaną łapię silne noszenie i wyjeżdżam w nim pod podstawy. Teraz Rubio i Kaina są w zasięgu. Niestety nie dało się - ledwo dojechałem do kurnika, duszenie było niezłe. Myślałem, że tylko mnie, ale rzut oka na Romeckiego wyjaśnia wszystko - on również dołuje! Nad granią kurnika cos zapikało, kilka zwitek na wymacanie i już jedziemy do góry. Wyjeżdżamy i dalej naprzód. Kaina to jest dla mnie zabawa - od razu wjeżdżam w mocne noszenie i góra - biorę dolinę Brenty. Romecki ma gorzej, jest nisko i też idzie do przodu. Nad Costalungą dopadam komin dość wysoko i znów bez kłopotu odpalam dalej, w dole Romecki wciąż rzeźbi. Jest nie do zabicia, po wykręceniu się ze 200 m nad antenę odpala do przodu. Zawodnik dużej klasy - inny by się poddał ale nie on! Ja spokojnie górą. Do Piawe lecę po graniach bez żadnych kłopotów, wciąż górą. Romek znalazł dobre noszenie i też wyskoczył pod podstawy. Nad rzeką odpalamy mniej więcej z tej samej wysokości i tu Romecki mnie pożegnał. Po przeskoku pomimo mojej ciężkiej walki na wysokości dachów i tego, że Romek wpadł 20 m wyżej ode mnie nie dałem rady się wyskrobać i lądowałem około Valdobiadene, a Romek poleciał dalej...

Wojciech Maliszewski (mali)
cordex@friko5.onet.pl