Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Wojciech Maliszewski
Rovagne - Sur Cou - Rovagne
46 km

Data i czas wykonania przelotu:

Niedziela, 2000.06.18

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: góra powyżej Rovagne

Punkt startu: Domek z czarnym dachem k. drogi na szczyt (45o49'38,3 N, 006o14'18,8 E)

Punkt zwrotny: Szczyt Sur Cou (46o01'05,0 N, 006o20'37,6 E)

Lądowanie: Rovagne

Odległość: 46 km

Opis przelotu:

Startuję pierwszy. Wojtek Chyla jak zwykle szpei się do lotu. Zbyszek odpala zaraz za mną. Od razu walę nad domek, to ze 2 km od startu, a trzeba w dolinę wylecieć i to pod wiatr. Robię domek i odwijam z powrotem. Szybkim leszczem wracam i wykręcam jakieś kiepskie noszenie - ale jest. Mam wrażenie, jak bym cały czas latał po zawietrznej. Ale nic, prę do przodu, robię pierwszy przeskok znad grani od startu w kierunku wystających gołych skal, jakby zębów. Tam dostaje pierwszą lekcje, 8 do góry i to strasznie poszarpane. Wyjeżdżam pod podstawę. Rozglądam się - Wojtek już w powietrzu, rzeźbi przed punktem, a Zbyszek już tnie za mną - on ma łatwiej, bo nie musi robić tych cholernych punktów. Przeskakuję na drugie skałki i tu już lepiej, ewidentna nawietrzna, więc kominek na grani znajduję bez pudła. Miły, łatwy i dość taki 5 do góry. Miodzio, troszkę rzuca, ale nic za darmo, wyjazd pod chmurkę i co dalej? Jedziemy do przodu. Lecę jakby pod wiatr, GPS pokazuje 30 km/h, coś tu nie gra! Myślę sobie, że to ta dolinka tu rozrabia i cosik miesza, powoli prę do przodu, wbijam się nisko po przeskoku dość dużej doliny. Tak i co teraz? Wiatr pod kątem 90* do zbocza, postępowa 3 w porywach 7 i chce zabić. Wali mną w górę w dół i na boki, a czasem do tyłu. Jestem dzielny, zakładam, lecz gdy wynurzam się nad żeberko, od razu wiem, o co chodzi - "Kurwa, to jest zawietrzna!". Co zrobić, co zrobić? Jedno pytanie mnie nachodzi. No dobra, kurwa, niech zabije!!! Lekko do doliny, noga na speed i jedziemy powoli mozolnie i do przodu. Rzutem oka do tylu widzę Zbyszka! O chłopie, zaraz podziękujesz tak jak ja. Powoli wypadam za kant dobra, obleciałem pieprzonego Dunata - to taka skała. Skoro od S była zawietrzna, a wiatr wiał 90* ze W to teraz będzie łatwo i tu znów rozczarowanie, obracam z wiatrem i 35 km/h, sam nie wiem, o co tu chodzi! O, Zbysiu, też żyjesz!? Widzę, że ma ten sam kłopot, co ja. Rozgląda się i patrzy, co tu się dzieje?! Następny strzał. Co tu zrobić, cofnąć się nad dolinę i paść czy lecieć dalej? Nie tracę czasu i jadę dalej po zboczu, lecę teraz na N, a zbocze mam po prawej ręce, czasem nawet zapipka, ze dwa kilometry dalej dolina się zamyka, a masyw zakręca w lewo. Po mojej lewej ręce ciągnie się wypiętrzenie, które na końcu ma obniżenie i przełęczą łączy się z masywem zamykający ta dolinę. Powoli, wciąż do przodu, ja i Zbyszek badamy te skałki. Wciąż jesteśmy na zawietrznej, ale o dziwo, nagle przyspieszamy. Jest komin, wywalamy pod chmurkę. Ja zostaję i krążę, a Zbyszek odpala do przodu. O, jak nim strasznie trzęsie! Gdzie on leci, po co tak daleko?! Dobra, teraz moja kolej - odwijam i walę za nim. Nad przełęczą spotykają się dwa wiatry - ten z doliny i ten gradientowy, torbi jak smok, ale jakoś to przeżyliśmy, następnie było łatwiej po przeskoczeniu następnej doliny znaleźliśmy od razu komin założyliśmy go i już chmurka jest nasza, cala naprzód! Jestem 1 km od punktu, Zbyszek ma noszenie, które go znosi w stronę przeciwną, niż punkt, więc ja to olewam i w dole oblatuję szczyt, liczę że od nawietrznej coś się oderwie. Jest jak chcę 5 do góry, fotka punktu, klapa 50%, obrót i już wszystko gra. Aparat do kieszeni i jazda z powrotem. Teraz jesteśmy mądrzy. Powrót zajmuje nam ok. 40 minut. Cały czas z wiatrem a i kominy znaczone. Przy "dunat" mam małe kłopoty bo olałem komin i spadłem dość nisko, ale zaczepiłem się na wyrębie i wyczekałem na kilera, 7-8 do góry - zabrało mnie jak strzała. Laminarnie, nawet skrzydełko się nie zmarszczyło, już jest grań, przechodzę nad nią i widzę 3 glajty rozłożone do startu. Co ich popierdzieliło, na zawietrzną chcą odpalać?? Ale gdy mnie ujrzeli, od razu z pozycji start przeszli na pozycje oczekiwanie a jeden nawet usiadł! Zrobiłem podstawę i jazda do mety przeskok z wiatrem to przyjemność tylko lekkie dokręconko, fotka domku i meta. Ląduje na lądowisku. Cały i zdrowy Zbyniu też już jest, tylko Chyla wciąż walczy. I doleci!!!

Wojciech Maliszewski (mali)
cordex@friko5.onet.pl