Imprezy

Paralotniowe Zawody Internetowe 2000

Opis przelotu

Wojciech Maliszewski
Borsk - Czersk - Brusy
36,8 km

Data i czas wykonania przelotu:

Niedziela, 2000.07.16

Dokładny opis trasy przelotu:

Start: Borsk - lotnisko

Punkt zwrotny: Stacja paliw w Czersku

Punkt zwrotny: Stacja paliw w Brusach

Meta: Borsk - lotnisko

Lądowanie: Brusy, pod drugim punktem zwrotnym. Niedolot ok. 300 m.

Odległość: 36,8 km

Opis przelotu:

Startuję jako pierwszy. Za mną Binicz, jest nieźle, mam noszonko, a potem drugie, Piter też znajduje. Kręcimy się razem, 1000 na zegarku i na przód lot po prostej, mówię do Piotra, żeby się rozstawił i przeczeszemy okolicę, ale on oczywiście ma mnie gdzieś i ma swoją koncepcję, jaką - nie wiem, ale zaraz padamy. Subocz nie pozwala, aby ktoś po nas pojechał, bo mu gul skacze że go oblecimy. Pakuję glajta i wiosełko na lotnisko, Binicz składa się i czeka na auto!! W parę minut dochodzę do lotniska, w powietrzu są Zbyszek Domaradzki i Subocz pod podstawą. Rozkładam glajta, Markus holuje Rafała, a potem jest Darek Kołecki w kolejce. Dobre wychowanie (fajnie to nazwałem, co?) nie pozwala mi się wepchnąć przed niego, ale chłopaki zeznają, że jakby był karabinek, to jest drugi samochód uzbrojony! Szybko obcinam kawałek liny i to zastępuje doskonale karabinek, kłopot z radiem rozwiązuję oddając swoje, do latania jest niepotrzebne. Markus wydaje komendy. Jarek holuje. Jest OK. Pada "jazda" i jedziemy - mam ze 150 m, glajt mi skacze do przodu i jadę 8 do góry. Wypinam się natychmiast, ostro w prawo i jest - kręcę się zaciekle. 5-6 do góry, a Darek wciąż wyżej, nade mną. Ma przewagę, bo wypiął się wyżej, więc ma łatwiej. Nic, trza być twardy. Powoli wykręcam się. Darek odwinął w kierunku jeziora, a ja wciąż na czole tej chmurki, nagle zauważam, że on w nią wlatuje!! A to skubaniec, jak jest jeden, to ja już nie mogę. Wywalam do przodu. Na wszelki wypadek, jakby Darek się pogubił z kierunkami w chmurze. Wylatuje z boku niej, daleko ode mnie, jest OK. Podkręcam pod podstawę i noga na speeda. Kierunek Czersk. Pstrykam fotki: glajt, ja, lotnisko i jazda. Po drodze nie dokręcam nic, bo i nic nie ma. Topię cały czas, ale jest cień szansy, wiem że tu często się robi. Rzeczka wpada do lasu i jest pole. Wlatuję nad to. Nie pomyliłem się, mam 3 do góry i znów jestem pod podstawą. Odwijam i gaz do dechy. Spadam jak kamień, już tylko 250 m i wciąż 5 do dołu. Gdzieś to tu jest, ale gdzie? Na spokojnie się rozglądam. Kilka szybkich modlitw, prośba do Boga o pomoc. On nigdy mnie nie zawodzi i jest - mam żółte pole zboża, zakończone torem przed lasem. Wpadam na pełnym spidzie mała klapka na 40% - jest nieszkodliwa, gdy ma się już 5-6 do góry, to jest to. Noszenie spadło i ustala się na 3 m/s. Krążę i staram się nie pogubić. Wiem że do 500 metrów to żaden problem. Jest OK z kominem wyjeżdżam na 1500. Podstawy są co prawda na jakieś 1400, ale co mi tam, czasem lubię się pobawić, a chmurka jest extra. Wjeżdżam w jej bok i kręcę się dalej. Ciekawe - pół zwitki widzę wszystko, a drogie pół tylko mleko. Noszenie spada, więc i ja uciekam - łapy do góry i punkt mój. Odwrót na Brusy i noga na speeda. Wcześniej widziałem, jak Subocz tu topił pod wiatr. Spokojnie przelatuję nad miastem i od razu wpadam pod chmurkę. Widziałem ją już zanim podleciałem do punktu. Teraz do góry i dalej naprzód. Z południa nasuwa się pełne pokrycie - po chmurach się da jeszcze lecieć, ale słońca już nie ma. Tak po omacku dolatuję do Brus i ląduję przed stacją jakieś 300 m. Jest nieźle, ale satysfakcję miałbym, gdyby mi słońca nie wyłączyli. Przeleciałem 36,8 km.

Wojciech Maliszewski (mali)
cordex@friko5.onet.pl