Opowieści paralotniowe

Mój pierwszy lot

Przecież to miał być tyko metr!

A czy te sznurki się nie poplączą? I ta szmata ma być taka cienka? I taka duża? Za mała na mnie? To może nie polecę wysoko? Metr nad ziemią zupełnie mi wystarczy. Nie, po co mi ten kask - i tak jest za ciasny. Takie to wszystko skomplikowane! Czy aby na pewno te klamerki się nie odepną? To za które paski mam ciągnąć? I co? Biec? Jak szybko? No dobra, ruszam! Tak, już puszczam! Ojej! Czemu ta ziemia tak szybko ucieka!? Przecież to miał być tyko metr!!! Chyba teraz lepiej nic nie ruszać. Ale te drzewa dziwnie wyglądają z góry. Zaraz, czemu to wysokie zbliża się do mnie? Chyba muszę skręcić! Jak to było? Jak na sankach? Jak lewą hamuję, to w lewo skręcę? I co? Czemu ten cholerny glajt nie skręca!? Zaraz, stop! Przecież to drzewo idzie w lewo! Prawą ciągnąć! Mocniej!!! Ufff, udało się. No nie, nad tamtymi drzewami to już nie przelecę. Może tam, w to zaorane pole? Ale jak tu minąć ten strumyk? Oj, ta ziemia już jest blisko! Czemu ja tak pędzę!? Jak tu ham... Ojej, moje nowe spodnie! Oj!... Ah!... Uh...

Czemu to drzewo zbliża się do mnie?

Bezruch... Spokój... Niebo... Skowronek... LATANIE JEST PIĘKNE.

Ochodzita, 3 maja 1996

Leszek Frasiński
L.J.Frasinski@reading.ac.uk