Opowieści paralotniowe

Szary legion (Kąkolewo nocą)

Zakończenie szkolenia Kursanci i goście w Kąkolewie

Historia, którą zamierzam przytoczyć, wydarzyła się w czasie kursu na tzw. L-kę. Nie będzie jednak ona opisem żadnych podniebnych przygód przyszłych wspaniałych pilotów. Da jednak świadectwo, że nawet na ziemi, ba - pod dachem czyha na nas niebezpieczeństwo...

Kąkolewo to moim zdaniem miejsce dość szczególne. Było mi dane spędzić tam bardzo miły tydzień, kiedy to zdobywałem swoje pierwsze szlify paralotniarskie. Pomijając wspaniałą atmosferę, doborowe towarzystwo i fachowe szkolenie, skupiłbym się bardziej na okolicy, w której przebywaliśmy.

WSP

Właśnie tu, 10 km od Grodziska Wlkp. na wojskowym lotnisku zapasowym Wielkopolskie Stowarzyszenie Paralotniarzy holuje się za wyciągarką. WSP ma również to szczęście, że korzysta z rzadko obecnie używanego budynku koszarów, znajdującego się opodal. Stwarza to wręcz komfortowe warunki zakwaterowania w czasie weekendowego latania i organizowanych szkoleń. Pierwsze wrażenie, które budynek i otoczenie wywiera na przybyszu jest może nawet trochę przygnębiające. Odludzie, zarośnięte chwastami obejście, odrapane, sprawiające wrażenie opuszczonych, mury "skromnie wyposażonych" koszar.

Opowieści bez końca ... Opowieści bez końca...

Tak baza WSP wygląda na codzień. Wszystko jednak zmienia się diametralnie, w momencie kiedy "jest latanie". Przybycie ludzi działa na to miejsce podobnie, jak zamontowanie do poczciwej Syrenki silnika od Porsche. Tak jak to niepozorne auto nabiera wtedy charakteru, mocy i wartości, tak też stary budynek koszar staje się przytulnym, idealnie dopasowanym do glajciarskich klimatów uroczyskiem. Jeżeli dodatkowo weźmiemy pod uwagę długie, zakrapiane "tym i owym" wieczory, spędzane wewnątrz lub przy ognisku na rożnych para-opowieściach, których słucha się często z "otwarta szeroko gębą", to czytelnik może sobie wyobrazić, że miejsce to staje się wtedy czymś absolutnie wyjątkowym.

Trzeba jednak pamiętać o tym, że nigdy nie jesteśmy tu sami. Godzi się wspomnieć o pewnych na stałe zameldowanych rezydentach, którzy władają tym miejscem niepodzielnie podczas nieobecności glajciarzy. Nawet podczas ich spotkań dają znać o swoim istnieniu, licząc na łatwy łup... MYSZY.

Webmaster przy ognisku Webmaster i Elektryk przy ognisku

Nie należy też zatem do przyjemnych stwierdzenie podczas przygotowywania śniadania, że naszym chlebem już ktoś zdążył się w nocy uraczyć. Nie potrzebował nawet noża - okrągły, wygryziony ślad w pozostawionym nieopatrznie na parapecie okna chlebie zdradza od razu tożsamość nocnego rabusia. Szczęśliwi ci, którym przyszło zapaść w twardy sen po dniu pełnym wrażeń. Będzie im wszystko jedno, przez którą cześć ich ciała będzie przebiegał mysi trakt. Nie obudzi ich ani odgłos zwierzęcia skrobiącego się po śliskiej materii śpiwora, ani odgłos ucztowania. W gorszej sytuacji są owi czujni, których budzi każdy szmer. Podkrążone oczy i ponure, niepewne spojrzenia rzucane wokoło, demaskują rano taką ofiarę nocnej grabieży, z przerażeniem oczekującą następnej nocy.

Widok lotniska Widok lotniska

Najgorzej jednak przedstawia się sprawa z przedstawicielkami płci pięknej. Nie starcza im niestety w nocnych zmaganiach męstwa i hartu ducha. I tak oto zmęczony człowiek słyszy gdzieś miedzy wieczorem i rankiem dygoczący że strachu szept: "śśśpppiiiiszszsz...?" Po dziesiątym pytaniu pozostaje tylko odpowiedzieć: "już nie!" i starać się dociec, o co chodzi. Gdy tak właśnie pewnego razu obudzony wyczołgałem się ze śpiwora, następujący obraz ukazał się mym oczom: Dwie śpiące nieopodal na wojskowych łóżkach niewiasty wykazywały dość wyjątkową, jak na stosunkowo późną porę (środek nocy), aktywność. Obydwie starały się zajmować jak najbardziej skrajne pozycje na swoich barłogach, skalkulowane w ten sposób, by znajdować się ciągle w dużej odległości od podłogi i leżącego miedzy łóżkami worka na śpiwór. O ile niechęć do spoczywania na ziemi w połowie kursu latania była całkiem zrozumiała i usprawiedliwiona, o tyle jednak niechęć, do zwykle bardzo użytecznego kawałka materiału, była dla mnie co najmniej zagadkowa.

Widok lotniska Laszowanie autora

Wyjaśnienie, wraz z prośbą o pomoc, zostało mi natychmiast udzielone. Dziewoje twierdziły mianowicie, że do worka na śpiwór wprowadził się pod nieobecność stałego lokatora mały, szary i śmiertelnie niebezpieczny potwór. Taka koegzystencja, jak też zostałem natychmiast przekonany, jest dla nich absolutnie nie do przyjęcia i tylko moje wystąpienie w roli deratyzatora, zapobiegnie trudnym do oszacowania stratom na ich zdrowiu psychicznym. Podniosłem worek - nierównomierny rozkład naprężeń na zewnętrznej powierzchni tkaniny istotnie wskazywał na obciążenie normalnie pustej przestrzeni ładunkowej, jakimś niedużym ciężarem. Mała mobilność zasiedlonego przybytku przeczyłaby jednak domniemanemu posądzeniu o zajęcie tego lokalu. Zdecydowany zmierzyć się z obcym i ewentualnie przekonać go do opuszczenia budynku powoli rozchyliłem brzegi tkaniny... To, co nastąpiło później, wprawiło nas wszystkich w bardzo dobry nastrój i długie jeszcze rechotanie pod kołdrą. W worku znajdował się... damski biustonosz! Nie wiem, jak się tam znalazł - może jakaś mysia modnisia chciała go sobie przymierzyć i potem porzuciła w tak nieoczekiwanym miejscu. Obydwie kobiety nie tylko nie miały siły udzielać wyjaśnień co do swojego bałaganiarstwa, ale w ogóle jakoś stały się mało komunikatywne - po prostu sikały w majty ze śmiechu!

Zakończenie szkolenia Zakończenie szkolenia

Następnego dnia profilaktycznie zatkałem dziurę w podłodze pod moim łóżkiem, żeby na przyszłość nikt nie miał powodów do zrywania mnie w środku nocy pod pretekstem szukania damskiej bielizny...

Radosław Szambelan
chamber@poczta.onet.pl

Zdjęcia: Leszek Czapiewski
leon@novci1.ae.poznan.pl