Opowieści paralotniowe

Off topic

Pogoda tego dnia to nawet niezła była, tylko ciut za niespokojnie wiało. Nie za mocno, ale niespokojnie. Wiesz, jak to jest. Dość wcześnie podniosło nas z legowisk i wykopało na zbocze. Nie za wcześnie, ale wcześnie. Siedzieliśmy sobie, gapiliśmy się w dolinę i czekaliśmy, aż wiatrowi minie zły humor.

- Miałem ostatnio kłopoty z alpejką - rzucił Dickster - Co mi stanął, to zaraz opadał gdzieś na bok. Ten glajt znaczy się.

- No i co? - Alberrt ciężko dźwignął się na łokciu.

- I nic, tylko nie wiem co pieprzę.

- Co to za glajt?

- Jakaś wyczynówa - nazwy nie pamiętam.

- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale ty zdaje się cóś tak jakby pierwszy dzień po kursie?

- No tak, ale...

- Zara - spojrzenie i ton Alberrta nabierały werwy - i TY miałeś kłopoty z alpejką stawiając wyczynową szmatę?

- No tak, ale...

- NA KURSIE?!!!

- No mówię, że tak.

- A kto ci, synku, na kursie dał toto - Szperacz przysunął się do rozmawiających z dziwnym wyrazem twarzy.

- Jasiek, instruktor znaczy.

- Co ty, synku, chrzanisz? Instruktor nielotowi dał wyczynowe skrzydło na kursie? Nie pierdziel.

- Nie pierdzielę nic a nic. Dał, to wziąłem. Jak by dał mi ścierę do naczyń i kazał latać, to bym leciał, bo to gość nad goście.

- Albo ściemę walisz, albo ten Jasiek to totalny dupek.

- Od Jaśka wara! Jest najlepszy! Kocham go! Wy nic nie rozumiecie - Dickster zalany łzami wściekłości zerwał się na równe nogi i niebezpiecznie wymachując poprzeczką od speeda pobiegł w stronę schroniska - Nienawidzę was!!!

To już słyszeliśmy słabiej, bo zbiegając po zboczu potknął się, wylądował dziobem w krowim placku i wspaniałym ślizgiem pomknął przed siebie.

- Nieźle daje - zauważył RAF z uznaniem - ze 40 spoko.

- Młody, zakochany, to i daje - podsumował Docent.

A wiatr wciąż był zbyt nerwowy, choć parę glajtów już unosiło się w powietrzu. Ale myśmy chcieli sobie jeszcze troszkę posiedzieć.

- To co wreszcie kupiłeś? - pytanie Paradana wyrwało mnie z błogiego nastroju, w jaki wprowadziło mnie przygrzewające słonko.

- "Why Dynamica".

- Cooo?!

- Dynamica, mówię.

- A kto ci wcisnął tego zabójcę?

- Dlaczego zaraz zabójcę?

- Bo to kiler jest po prostu - spokojnie rzucił Lesiu

- A czego tak? - lekko się zaniepokoiłem

- Jezzu chłopie to ma DHV 200 chyba - Paradan był bezwzględny - klapi nawet w worku. On ma chyba te klapy konstrukcyjnie zapodane.

- Mój kumpel też dał się w to wrobić i nabrał takiego lęku do latania, że nawet po piwo latać nie chce - Lesiu dodał z zapałem - za te same pieniądze można kupić jakiegoś Czyżyka czy co i spokojnie se polatać.

- Czyś ty chłopie oszalał, żeby człowiekowi Czyżyka polecać? - Naciąga aż poderwało na nogi - wszystko, tylko nie Czyżyka! Lepszy najgorszy zachodni kiler, niż najlepszy Czyżyk. Choćby miał DHV -2.

- Nie przesadzaj, Naciąg. Dynamic to zabójca, a Czyżyki są oki.

- Do dupy są, a nie oki. To prawdziwe szmaty. Nawet zdjęć im się nie da robić, bo film prześwietlają. Na twarzy Naciąga pojawiły się krople potu, czerwone plamy i wysypka. Zaczynał puchnąć.

- Typowe objawy uczulenia - rzucił Docent.

Kłótnia pewnie rozkręciłaby się na dobre, gdyby nie glajt, który z dużą prędkością zbliżał się do nas z pólnocnego-zachodu. Leciał dokładnie z wiatrem, dokładnie w naszym kierunku i wyraźnie niczego nie chciał zmieniać. Gość z impetem przywalił w glebę, przeciągnęło go ze 20 metrów i zatrzymało na krzaku parę kroków od nas. Już mieliśmy do niego biec, gdy niewysoki facet w skórzanej lotniczej kurtce wyplątał się z uprzęży, wstał, zapalił marlboro i żwawo ruszył w stronę lasu.

- Aleś facet przywalił - Duzi postanowił wymienić z nieznajomym uprzejmości - lądować to pod wiatr wygodniej.

- Co ty wiesz o lądowaniu - rzucił nieznajomy.

- Tyle, że pod wiatr wygodniej.

- Nie chce mi się z tobą gadać - zakończył i zniknął w lesie.

- Jakbym skądś gościa znał - zaczął zastanawiać się Mechanik. Ale nie skończył, bo jakiś inny glajt walił w naszą stronę w podobnym do nieznajomego stylu.

- Patrzcie, drugi debil. Cyrk straceńców, czy co? - Mechanik nie zdążył dobrze skończyć, gdy gość walnął o zbocze. Jak się wygrzebał, poprawił krawat, otrzepał resztki traw i zajęczych bobków ze smokingu podszedł do nas.

- Maj nejm is... zresztą wiecie. Nie widzieliście gdzie poszedł niewysoki facet w skórzanej kurce? Brązowej takiej.

Zatkało wszystkich. Duzi bez słowa wskazał palcem las, a elegant szybko w nim zniknął.

- Ja go na pewno już gdzieś widziałem - pulsująca żyła na czole Mechanika informowała o intensywnej pracy mózgu.

- To irracjonalne - zaczął Docent - ale wydaje mi się, że jeśli to byli ci, co myślę, to cos nie gra. Czy macie podobne odczucia?

Milczenie i niepewne wyrazy naszych facjat mówiły same za siebie.

- Prawdopodobnym jest - ciągnął Docent - że ulegliśmy halucynacji, albo ktoś kręci tu film, albo...

- ...Albo Paradan przesiądzie się na zawietrzną - Alberrt wtrącił bezceremonialnie. - Przesiądź się albo przestań palić to gówno, bo wszyscy już odjazdów dostają.

- Odczep się. Palę malborasa, a ten egzotyczny zapach to nie ode mnie, tylko zza lasu tak niesie.

Rzeczywiście, znad lasu płynął w naszą stronę strumyczek dymu o znajomym (z telewizji oczywiście) zapachu.

- Kto tam kurna tak intensywnie trawę jara - Duzi z zainteresowaniem wypinał nozdrza.

- Chłopi synku, chłopi. Niestety wciąż o tej porze roku jest ten problem, że chłopi wypalają trawę.

- Taaa - powiedział Duzi

- Taaa - dodali inni.

- No wiatr już znormalniał. Do roboty - zapodał RAF, co wszyscy z ochotą podchwycili.

Po chwili unosiliśmy się już ponad krajobrazem, a na łączce pozostała po nas tylko lekko wygnieciona trawa i dwa kaski. Od motoru chyba.

Wszelkie podobieństwo osób i sytuacji jest nieprzypadkowe, aczkolwiek nigdy to się nie wydarzyło.

Marek Strypling
mstrypling@nto.com.pl