Opowieści paralotniowe

Off topic III
Ośmiornica

- Tylko iskry poszły, nie? - Heniek z błyskiem w oku wspominał wydarzenie sprzed paru godzin.

- Bo asfalt zmarznięty. Lepiej przydupić ślizgiem w asfalt niż dziobem wycentrować drzewo - tak mi się wydaje przynajmniej. - rzuciłem i przystąpiłem do konsumpcji tego czegoś, na co czekaliśmy od pół godziny.

Siedzieliśmy w knajpie Geesu, podziwialiśmy jej wystrój i obsługę jakby żywcem przeniesione z lat siedemdziesiątych. Brudne ściany, zimno, z kibla wali niemiłosiernie. Tylko reklama drogiej gorzały udaje, że tu też zawitało Nowe. I stół bilardowy oczywiście.

- Niby kurde wieje nieźle, ale se nie polatali. Trotyl, to już prawie myknął, ale Mechanik przydupił.

- E tam od razu przydupił. Siadł se i tyle. Jedz Heniu, bo jak toto wystygnie to nie dasz rady. Poza tym to akurat nie o latanie tu dziś chodzi a o odlot raczej, i to też dopiero wieczorem.


Akcja planowana była od kilku tygodni. Długi weekend aż prosił się o zagospodarowanie. Ludzi pojawiło się sporo. Sami Dobrzy Znajomi. Duzi, Trotyl, Puchacz, Fuzzy, RAF, Zetiks, Mechanik, Chudy, Misiu, Uri, Agniatka, BeatkaDe oczywiście oraz Heniek i ja. Kręciła się jeszcze masa Dobrych Znajomych lecz jak ich poznać, jeśli to Dobrzy Znajomi wirtualni. Całkiem pokaźna część ludzi wcześniej na oczy się nie widziała, choć przegadali ze sobą kilometry linijek postów. Fama głosi, że był również Kolak ale w przebraniu. Tak czy siak wieczór zapowiadał się nieźle.


Kawiarnię w hotelu wypełniała marna muzyczka, papierosowy dym, gwar rozmów i zapach piwa. W najbardziej oddalonej od drzwi części sali, przy ustawionych w kwadrat stołach siedziała grupa ludzi. Większość miała spuszczone głowy i zamknięte oczy. Czterech mężczyzn wymieniło znaczące spojrzenia i wskazało na niczego nie spodziewającego się gościa, ubranego w koszulę w żółte paseczki. Stojący pośrodku facet gestem potwierdził wybór.

- Mafia zasypia - spokojnie powiedział Uri - budzi się Catani.

Czterech mężczyzn opuściło głowy. Teraz nie różnili się niczym od innych. Mechanik rozejrzał się dokoła i wskazał na Duziego. Uri przytaknął.

- Catani zasypia... miasto się budzi.


- Latanie jest niesamowite - BeatkaDe rozprawiała z błyskiem w oku - barrrdzo mi się dzisiaj podobało.

Pociągnęła łyczek mleka z wysokiej szklanki i kontynuowała - tylko tam pod internatem to takie ślizganie a nie prawdziwe latanie. Ja to bym chciała tak długo być w powietrzu.

- Stewardesą trza było zostać - rzucił Trotyl.

- Bardzo zabawne - zniesmaczyła się BeatkaDe i pociągnęła kolejny łyczek.

- Ślizganie ślizganiem ale widzieliście jak to z tymi glajtami jest - wtrącił Żółty Paseczek - wszystkie na oko podobne a ślizgają się różnie. Jeden dalej, drugi bliżej.

- Bo doskonałość mają różną - Jendrek rzucił fachowo - ludzie na łączce latają po kilkaset metrów a taki ptak, to poleciałby ile by mu się podobało.

- No... z tą doskonałością ptactwa to też nie jest tak - Uri zwrócił się w naszą stronę - u nas kiedyś przykładowo kurę z antka luzem puścili, i muszę wam powiedzieć, że nie wypadła rewelacyjnie. Znaczy wypadła super tylko z doskonałością jakoś tak nie tędy.

- I co? - zainteresował się Fuzzy

- I nic - odrzekł melancholijnie Uri - nikt jej więcej nie widział.

- I tu widzisz chłopie jaka ta natura dziwna jest - Trotyl się podkręcił - u nas z antka nie kurę a kota puścili. Miotnęło zwierzęciem ale wstał i pognał w siną dal. Twarda sztuka.

- O czym wy tu? - to Agniatka przysiadła się do towarzystwa.

- A o naturze. Że kot znaczy lepszy ptak niż kura.

Potem ktoś nieopatrznie opowiedział Agniatce treść dysputy, czym wywołał rzadkie o tej porze roku zjawisko. Burzę z piorunami.


Obywatele miasta łypali na siebie podejrzliwymi spojrzeniami. Wiedzieli, że macki mafii zaczynają sięgać coraz dalej i czuli się bezradni. Już trzech sprawiedliwych zostało wykończonych podstępnie.

- Posłuchajcie mnie - BeatkaDe z hukiem odstawiła szklankę mleka - kiedy spaliśmy a Uri wymieniał informacje z mafią, wyraźnie słyszałam ruch w tamtej części stołu. Zamarłem, bo wyprostowany palec Beatki wskazywał na mnie. - Tak kolego. Wiem, że jesteś jednym z nich!

- Bzdura! Jestem uczciwym obywatelem, płacę podatki i w ogóle. - broniłem się zaciekle - też słyszałem szelest w okolicy ale to nie ja, to RAF jest z mafii albo Młody!

- Słuchajcie, słuchajcie, słuchajcie - Mechanik wstał - sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Rzucamy się sobie do oczu podczas gdy zło zatacza coraz większe kręgi. Dlatego, mając na względzie dobro społeczne, postanowiłem się zdekonspirować. To ja jestem Catani - pogromca mafii, i zaprawdę powiadam wam, RAF jest zbrodniarzem. KILIM!

- Ty nędzna kreaturo - wycedził przez zęby RAF - ty zdegenerowana szujo. Ludzie, na Boga! Nie słuchajcie tego zbrodniarza! Nie sądziłem, że mafia może posunąć się tak daleko, że zacznie udawać Prawo. Chciałem... to ja jestem prawdziwy Catani. Mechanik to zwykły uzurpator! To jego trzeba kilim!

- Taaa?... A kto zamordował Trotyla? A kto głosował za egzekucją Puchacza? A kto uwalił dobrego obywatela Fuzziego?

- No... z tym ostatnim, to bez emocji, bo jeśli sobie przypominam, to ty też podniosłeś rękę, żeby go kilim - wtrącił cicho Młody. Do mnie na boku zaś szepnął - nie wydaje ci się, że Mechanik coś za gorliwy?

- Faktycznie Mechanior, uwaliłeś Fuzziego - BeatkaDe krzyknęłą pomiędzy łykami mleka - Na stos z Mechanikiem!!!

- Spoko, spoko - Duzi dołączył do dyskusji - Fuzzi to nie argument, bo tak naprawdę to żaden Fuzzi tylko Kolak w przebraniu.

- Zara, zara - martwym Fuzzim aż zatrzęsło - jaki Kolak? Co ty mnie tu imputujesz. Jestem Fuzzi.

- Stary wyluzuj - Duzi uśmiechał się szelmowsko - właśnie się wkopujesz. Prawdziwy Fuzzi tak by się nie rzucał.

- Och żesz ty Duzi - Fuzzi przymierzał się do pacyfikacji gdy Uri wrzasnął - CISZAAAA!

- Ludzie kurna nie rozpraszajcie się. Wy kłócicie się off topic a mafia zaciera ręce. Przystępujemy do głosowania kogo kilim.

Padły oferty podejrzanych, odbyło się głosowanie. Sala zamarła.

- Przewagą dwóch głosów na odstrzał poszedł RAF - porządny obywatel... Pruszkowa.

Walet trefl wylądował na stole.


- Coś ty jej zrobił, że tak ćwierka? - zainteresowany dziwnym zachowaniem BeatkiDe Jendrek zwrócił się do Puchacza.

- Ano malibu jej dałem - spokojnie odpowiedział Puchacz.

- To mleko znaczy się?

- No... mleko ale pod specjalnym nadzorem.

- A co w nim takiego specjalnego?

- Bo to bracie było tak. Beatka upierała się, że ona z trunków to tylko malibu w dowolnych ilościach. Nie dałem wiary twierdząc, że nawet takim mlekiem można się upodlić. Ona, że w życiu. No tośmy się założyli, że moim malibu się upodli. No i zaczyna ćwierkać właśnie - Puchacz był z siebie wyraźnie zadowolony.

- To coś ty jej tam? - Jendrka zżerała ciekawość.

- No to jest tam mleko i ten... no, spirytus jeszcze.

- Jezu, człowieku. Toć to ją zmroczy totalnie - Jendrkiem poruszyło - ileś tego spirytu zakroplił?

- Niewiele, setuchnę.

- Setę na szklankę!!!

- No... tak. Sama się prosiła - Puchacz wyraźnie czuł się usprawiedliwiony.

- Będą jaja - zakończył zaniepokojony Jendrek.


Przy spowitym dymem stole zostało siedem osób. Troje z nich były członkami mafii. To mogła być rozgrywka ostatniej szansy. Jeśli padnie jeszcze jeden porządny obywatel, siły w mieście się zrównoważą, co będzie znaczyło, że faktycznie mafia zwyciężyła. Widmo chaosu i występku zawisło nad miastem.

- Jak widzicie szelmy potrafią się nieźle kamuflować - Catani-Mechanik zabrał głos jako pierwszy - sytuacja jest niebezpieczna, bo nawet ja, który od dawna obserwuję miasto, nie potrafię wskazać kolejnego złoczyńcy.

- Bo ty jesteś pikuś nie Catani - nerwowo wtrącił się Chudy - niby RAF'a ustrzeliłeś celnie, ale fałszywy Fuzzi był całkiem uczciwy, a też go ubiłeś.

- Nie jestem kurde fałszywy, jestem oryginał! - martwy Fuzzi po raz kolejny starał się bronić swojej tożsamości.

- Cicho Kolak - burknął Duzi - nie żyjesz, to się nie wtrącaj. Już trzy kolejki temu zwróciłem uwagę na tego gościa w rogu. Wyraźnie pił do mnie.

- Siedzi cicho, głosuje ostrożnie. Wiele zarzucić mu nie można ale mam wrażenie, że jest jednym z nich.

- Nieprawda - zaoponowałem nieco zbyt gwałtownie ale pora była już późna i sporo piwa już minęło - jestem uczciwy jak cholera i Młody może zaświadczyć. Prawda Młody? A głosuję z rozwagą, bo jestem ten, no... odpowiedzialny.

Spór i wzajemne oskarżenia zdezorientowanego społeczeństwa trwały długo i burzliwie. Uri zarządził głosowanie, w którym przepadłem z kretesem. Zostałem stracony i na stole przede mną, prócz niedopitego piwa została mała, kierowa dwójka. Pozostali przy życiu uczciwi obywatele spuścili wzrok. Zło zatriumfowało. Mafia z dumą odkryła karty. Dwa trefle i pik pojawiły się przed Chudym, Duzim i... Młodym. Ale mnie kurde omotał. Byłem święcie przekonany, że jest porządnym obywatelem.

Miasto zasnęło.


Wjechaliśmy na sam szczyt, tam gdzie inni nie mogą. Ale nam pozwolił sam Wojtek. Staliśmy w trzech grupkach. Trotyl z kurą i Mechanikiem z uwagą przysłuchiwali się wskazówkom Docenta, Dickster z kotem omawiali jakiś problem związany z alpejką, a ja, Heniek i Chłopaki z Wybrzeża podziwialiśmy zimne piękno okolicy.

- Słuchaj Trotyl - przekonywał Docent - z zachodu nic nie wyjdzie. Próbuj południe, to powinieneś przejść.

- Może bym tak z rampy?

- Możesz spróbować.

- Ja tam pójdę na koronę zbiornika - zdecydował Mechanik - zawsze to trochę wyżej i łatwiej mi będzie przeskoczyć przez te drzewa.

- Też niezły pomysł. Niech każdy spróbuje ze swojego miejsca, któremuś na pewno się uda - zakończył Docent.

Od strony kota i Dickstera dobiegały odgłosy coraz ostrzejszej dyskusji. Coś chłopaki nie mogli dojść do porozumienia. Trotyl natomiast zdążył już postawić glajta i powoli wspinał się na szczyt rampy. Kura niepewna słuszności tego wyboru kurczowo trzymała się uprzęży. Trotyl naparł silniej i pomknął w powietrze. Tymczasem Mechanik również wystartował z korony zbiornika. Teraz wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Dickster nie mogąc dojść do porozumienia z kotem walnął go na odlew poprzeczką od spida i z okrzykiem - GERONIMO - pognał w kierunku rampy. Kot grzmotnięty w potylicę, wyskoczył kilka metrów do góry. Natychmiast załapał się na falę i śmignął w kierunku Bielska. Cały czas na wznoszeniu. Dickster wcisnął spida na maks, i przeleciał tuż nad Trotylem, lekko rozdzierając mu czaszę. Trotyl stracił stabilność. Odbił w lewo, żeby nie trafić w drzewa. Leciał wprost na Mechanika. Ten ratując się przed zderzeniem zaciągnął sterówki, skręcił w prawo i siadł tyłkiem na asfalcie. Aż iskry poszły. Przerażona kura porzuciła swojego nosiciela, złapała wiatr i pomknęła śladem Dickstera.

- O skubana, ale poszła - Heniek nie mógł wyjść z podziwu.

- Bo skubana właśnie - Docent ze znawstwem podszedł do tematu - widzicie, z kurami tak jest. Ich pióra są raczej marne i powodują koszmarnie turbulentny opływ strug. Natomiast po oskubaniu ich doskonałość rośnie, dzięki idealnie laminarnemu opływowi. Ot, cały sekret.

- Ale Dickster na tym spidzie poszedł, że nie ma przebacz - Heniek dziwił się dalej.

- No... ale on glajta nie miał przecież - zauważyłem nieśmiało.

- He, he - uśmiechnął się Docent - nie dziw się kolego. Siedziałem z nim przy śniadaniu, to wiem w czym sekret. Z rana, na moich oczach przechylił cztery Red Bulle.

- Tutaj, jak kłócił się z kotem, też kilka strzelił - wtrącili Chłopaki z Wybrzeża.

- No, ta... teraz wszystko jasne.


- No i jak ci się? - zapytał Heniek w drodze powrotnej.

- Nieźle. Szkoda tylko, że latańska nie było. Chociaż nie wiem, czy Puchacz nie ma racji.

- Z czym?

- Ano z tym, że latanie to taki niebezpieczny dodatek do całkiem miłych spotkań towarzyskich. Jakby dało się go jakoś wyeliminować, to życie byłoby prostsze.

Wszelkie podobieństwo osób i sytuacji jest zupełnie nieprzypadkowe, choć czasem lekko podkoloryzowane.

Marek Strypling
mstrypling@nto.com.pl