Opowieści paralotniowe

Pokuta za wyciągarkę

Rok temu, mniej więcej o tej porze (8 marca 1999 - przyp. webmastera), byłem na kursie w górach. Kurs jak to kurs - trwał kilka dni, kilka razy zleciałem z górki, kilka razy postawiłem skrzydło alpejką itd. Po kursie, w związku z tym, że mam praktycznie stały dostęp do wyciągarki, cały sezon '98 latałem za "windą". "Jazda, jazda, jazda" i wniebowstąpienie. Żadnych ćwiczeń ze skrzydłem, wszystko wysoko - jak robiłem zakręt, to się wszyscy śmiali, że wojewódzki, więc się nauczyłem zakręcać praktycznie w miejscu, a że przy tym traciłem kilka metrów wysokości na 500 m... to co z tego.

W tym sezonie postanowiłem razem z żoną polatać w górach i górkach. W sobotę wybraliśmy się na żagiel do Kielc. Na Klonówkę za mocno wiało, więc pojechaliśmy na mniejszą górę - nazwy nie pamiętam (był tam Dynamit), w ciągu dnia wiało tak z 8 m/s i to z porywami, więc polatał sobie właśnie Wojtek i Krzysiek Kaczyński. Ok. 16:00 trochę siadło więc wpięliśmy się w skrzydła i się zaczęło. Wydawało mi się, że jak ktoś ma wylatane kilka godzin, tak ze 100 holi, przelot 15 km i przewyższenie ponad 500 m, to na żaglu da sobie radę - tym bardziej, że inni latali zupełnie bezstresowo.

Zanim postawiłem skrzydło (i to jeszcze z pomocą), minęło kilka minut - a jak już wystartowałem, zrobiłem swój "wspaniały" wąski zakręt i wyrżnąłem w zbocze, to się zastanowiłem, czy ja w ogóle umiem latać. Co zakręt, to krzaczory, i to suche dzikie róże. Pół godziny wyplątywania linek, kilka prób startu, zakręt i... krzaczory - i znowu, a inni latają. Krzysiek mnie op%^$*#, żeby nie robić takich ostrych zakrętów. Jak w końcu załapałem mniej więcej o co chodzi, to żagiel się skończył. Chcieliśmy zostać na drugi dzień, ale w ostatnim locie żona przydzwoniła w zbocze i nieszczęśliwie trafiła kolanem w kamień, aż się uśmiechnęło od ucha do ucha - trzeba było założyć trzy szwy. Tu podziękowania dla Wojtka, że nas zaprowadził do szpitala w Kielcach, gdzie od ręki zszyli mi małżonkę. Kolce z róż wyciągaliśmy z różnych części ciała przez całą niedzielę (i jeszcze nie wszystkie), ręce trzymam w kieszeniach, bo mi wstyd, w robocie wyglądam jak dziecko, które bawiło się w krzakach...

Podsumowanie: wyciągarka jest świetna - można się obyć z wysokością, przećwiczyć większość figur, ale to nie wszystko. Muszę się brać ostro do załatania wszystkich dziur w wyszkoleniu, bo tu nie ma żartów.

Sergiusz Wegnerowski
swegnerowski@pekao.com.pl