Informacje o tym znajdują się na stronie Połączenie
Oficjalne logo Grupy jest autorstwa Zbigniewa Domaradzkiego (DomAira) i zostało wybrane wiosną 1998 r. w drodze konkursu rozpisanego na łamach Grupy. Jest widoczne w rogu Strony Grupy oraz na jej bannerze.
Archiwum na stronach WWW można znaleźć pod adresami: http://webnews.security.net.pl/ lub http://www.com.pl/.
Komplet postów znajduje się też na: http://www.dejanews.com/, ale korzystanie z tego serwera jest mniej wygodne.
Koniecznie zacznij od kursu podstawowego, prowadzonego przez jedną ze szkół paralotniowych. Zobacz też "Początki według Uriuka".
Nie kupuj skrzydła przed ukończeniem kursu podstawowego. Dopiero na kursie (wykorzystującym sprzęt szkoły) zorientujesz się, czy ten sport chcesz uprawiać nadal. Zorientujesz się też w dostępnym dla Ciebie sprzęcie. Jedno jest pewne: Twoim pierwszym skrzydłem nie powinna być paralotnia wyczynowa. Zobacz też "Początki według Uriuka".
Około 500 zł. Szczegółów można dowiedzieć się w szkołach paralotniowych.
Skrzydło od 1000 zł (używane, krajowe), przez 3000-4000 zł (nowe krajowe) do 3000-4000 DM (nowe zagraniczne)
Jest to możliwe w zorganizowanych grupach. Wypożyczanie paralotni do użytku indywidualnego spotyka się bardzo rzadko i dotyczy tylko znajomych właściciela.
Samemu jak najbardziej, ale bezpieczniej jest (zwłaszcza początkującemu) latać tam, gdzie latają inni. Jeśli w jakimś dobrym do latania miejscu nikt nie lata, to coś jest podejrzane (np. za silny wiatr).
Podstawowe pojęcia wyjaśnia "Słownik paralotniowy".
Dane na temat firm prowadzących serwis przedstawia tabela. Klikając nazwę firmy uzyskasz dokładniejsze informacje.
Firma, siedziba |
Naprawa... | Przekładanie RSH | Przeglądy paralotni | ||
---|---|---|---|---|---|
paralotni | uprzęży | napędów | |||
Aero Sport Beskidy Buczkowice |
Wszystkie | Wszystkie | Brak danych | Brak danych | Brak danych |
Air-Pol Legionowo |
Własne, od 100 zł, wliczony przegląd |
Własne, od 25 zł |
Nie | Własne, 42,50 zł |
Własne 91,50 zł, obce 152,50 zł |
Air-Sport Zakopane |
Własne | Brak danych | Nie | Brak danych | Bezpłatnie. Badanie przepuszczalności: 50 zł |
Dudek Paragliding Bydgoszcz |
Własne | Nie | Nie | Własne | Własne, 60 zł, w tym badanie przepuszczalności |
Dynamic Sport Kielce |
Wszystkie | Wszystkie | Wszystkie | Wszystkie | Wszystkie |
![]() |
Sekwencja otwarcia zapasu |
Tkanina stosowana na spadochrony desantowe ma przewiewność prawie firanki (no, może trochę przesadziłem, ale dość dużą) - nie wiem dokładnie ile. Mierzy się ją w litrach powietrza na 1 m2 na sekundę, przy określonym ciśnieniu. Duża przewiewność stosowanej tkaniny ma na celu zmniejszenie uderzenia aerodynamicznego przy otwarciu i maksymalną stabilizację opadającego skoczka - zauważcie, że pod czaszą spadochronu tworzy się spore nadciśnienie i którędyś ono musi ujść. Najlepiej, gdy uchodzi ono równo, całą powierzchnią (jak przez sitko). Wtedy nic się nie "buja". Niestety, pociąga to za sobą dużą powierzchnię, co w naszym przypadku jest niewskazane z przyczyn wagowo-objętościowych zapasu (musi być jak najlżejszy i jak najmniejszy po złożeniu). Stosuje się więc tkaniny o bardzo niskiej (ale nie prawie zerowej, jak w przypadku glajta) przewiewności.
![]() |
Lądowanie |
Żeby zminimalizować uchodzenie nadciśnienia "bokami" (powietrze wydobywa się dołem i układ się kołysze) stosuje się kominek i/lub układ z tzw. czaszą podwójną (nic innego, jak kominek, tylko w kształcie pierścienia) - korzystniejszy z punktu widzenia aerodynamiki, gdzie strugi dodatkowo skierowane są przeciwnie do ruchu opadającego układu, co powoduje powstawanie dodatkowej siły nośnej. Następnym czynnikiem jest lina centralna. Powierzchnia rzutu wypłaszczonej czaszy zapasu jest sporo większa, niż takiej samej konstrukcji czaszy bez liny centralnej. Dodatkowym zadaniem liny centralnej jest przyspieszenie procesu otwarcia. Czasza z liną centralna otwierana jest zarówno przez ciśnienie dynamicznie, jak i statyczne, natomiast czasza bez niej - głównie przez rosnące ciśnienie statyczne. Dochodzi jeszcze sprawa różnic w geometrii czaszy (jest to przecież nie wielobok czy koło, jak zwykły spadochron, ale bryła nierozwijalna do płaszczyzny coś podobnego do połowy torusa). Stawia duży opór i ma największy współczynnik oporu kształtu.
Dlatego właśnie na zapasie opadamy powoli, mimo małej powierzchni. Zbyszek Gotkiewicz ratował się na zapasie Dynamic Sport - był artykuł w PLARze, jest barogramka. Z tego co pamiętam, nie przekroczył opadania 5 m/s.
Przewodzi wszystko oprócz próżni, jest to tylko kwestia napięcia. Nic się nie dzieje, jeśli się dotyka jednego przewodu, nawet dwiema rękami, lub na nim zawiśnie pod glajtem. Po zawiśnięciu na przewodzie nie wolno opuścić liny (ew. zapasu z linkami) aż do ziemi, bo może nastąpić przepływ prądu uziemiającego (przez kurz i zawilgocenie w czaszy i linkach i ew. przez pilota).
Są dwa wyjścia: czekać na wyłączenie napięcia lub skakać. Nie wolno schodzić po izolatorze lub po słupie. Jeżeli się decydujesz skakać, to trzeba zawisnąć na rękach na końcu liny (linek zapasu, uprzęży) i skoczyć. Lina może być opuszczona tylko tyle, ile wynosi długość łańcucha izolatorów w linii plus Twoja wysokość z wyciągniętymi rękami. Jeżeli nie widać wyraźnie, jaka jest długość łańcucha izolatorów, to można przyjąć ok. 0,7 odległości między przewodami. Pamiętaj, że z 2 m można na ogół bezpiecznie skoczyć, ale skok z 4 m może oznaczać skomplikowane złamanie.
Praktycznie: dla linii nN (niskiego napięcia): wystarczy zeskoczyć, chodzi tylko o to, żeby jednocześnie nie dotykać uprzęży (liny) i ziemi. Dla linii SN (średniego napięcia) na ogół można skakać. Dla linii WN i NN (wysokich i najwyższych napięć): jeśli długość izolatora wynosi np. 5 m, to trzeba opuścić linę do wysokości ok. 7m. Skok z takiej wysokości bez zabezpieczenia to wyrafinowane samobójstwo. Wtedy pozostaje poczekać na wyłączenie napięcia i zdjęcie przez ekipę zakładu energetycznego. Koszty wyłączenia linii WN potrafią być ogromne - jeśli nie mamy OC, to może być przykro.
Ponieważ glajciarzy można z grubsza podzielić na tych, którzy siadali na drzewach (zdobywając przy tym sprawność dendrologa) i tych, którzy dopiero będą to robić, chciałbym z tymi drugimi podzielić się garścią spostrzeżeń z tym związanych.
Nie jestem pod tym względem zielony - mam na sumieniu siedem drzew zaliczonych podczas pięciu "przydrzewień". Powodów do takiego lądowania może być kilka:
Może być pewnie jeszcze parę innych powodów, ponieważ ludzka wyobraźnia nie zna granic i na pewno ktoś wymyśli taki numer, na który nie wpadnie na nawet pisarz science-fiction po pijaku.
Ale wracając do tematu - widzimy, że przydrzewimy. Zachowujemy spokój, nic strasznego, paru już to przeżyło. Drzewa są z góry nad podziw miękkie. Jeśli lecieliśmy pod wiatr, musimy liczyć się z tym, że tuż nad lasem wiatr osłabnie i przyśpieszymy, jeśli bez wiartu lub z nim to i tak mamy prędkość. Im szybciej lecimy, tym trudniej będzie nam złapać pierwsze gałęzie, dlatego uderzamy w nie wyprostowanymi (ale bez przesady, kolana lekko ugięte) i złączonymi (koniecznie) nogami, ręce krzyżujemy przed twarzą (wyglądamy pewnie jak piracka flaga, bo na pewno mamy jeszcze wielkie oczy, ale i tak nikt na to w takiej chwili nie zwróci uwagi). Jeśli jest to gęsty las iglasty, to smyrniemy po paru chojakach, aż któryś zdecydowanie nas wyhamuje, natomiast jeśli drzewo było liściaste, to przebijemy się do grubszych gałęzi, niezależnie czy to gałąź, czy pień, walimy w nie nogami (dalej złączonymi, bo inaczej się smutno skończy) i łapiemy się, czego się tylko da. Jeśli nic nam się nie stało, kontemplujemy przez chwilę naszą sytuację (użycie słów uważanych powszechnie za obelżywe można uznać za usprawiedliwione), a następnie kombinujemy jak, zejść. W przypadku kontuzji (to takie eufemistyczne określenie, w protokole Paralotniowych Mistrzostw Polski '99 trzem pilotom, którzy mieli połamane kręgosłupy zamiast punktów wpisano "kontuzja") zawiadamiamy kogo się da przy pomocy radia, komórki lub gwizdka. Jak nie mamy wyżej wymienionych przedmiotów, to pechuńcio - kiedyś może nas znajdą (ponoć nasiona szyszek i orzeszki bukowe są jadalne), ja w każdym bądź razie doradzałem, żeby mieć. No więc jesteśmy cali, odreagowaliśmy złość i wisimy. Jeśli się nie da dociągnąć do pnia, to możemy rozpuścić spadochron i po nim zejść (ale nie włazimy do środka - znam jednego, który całą noc nie mógł z niego wyleźć). Dobrze jest mieć przy sobie ok. 20 m linki, którą można wciągnąć linę od tych, którzy chcą nam pomóc z dołu. Przyda się też umiejętność zjazdu na karabinku z półwyblinki. Posiadanie małej piłki do drzewa też jeszcze nikomu nie zaszkodziło (porządna, składana piłka z dobrej stali jest miłym prezentem imieninowowo-urodzinowym dla kolegi-glajciarza). Przed ściągnięciem glajta z drzewa lepiej rozkręcić delty i rozpuścić linki, mniejsza szansa, że się rozerwie.